niedziela, 18 grudnia 2011

Majątek

Dziś doszedłem do wniosku (cholera z 3 godziny temu.. ;| bezsenność), że aby wyrazić czasami siebie nie wystarczy powiedzieć albo napisać trzeba to narysować kredkami, namalować farbkami albo zaśpiewać i zatańczyć... internet sprawia iż zacierają się wartości komunikacyjne która wypływają z nas niezależnie, niewerbalnie czasami jesteśmy wstanie powiedzieć więcej niż słowami. Oczywiście powiedzieć a powiedzieć to też różnica tembr głosu, modulacja, zatrzymania, wybicia, podkreślenia...

Niektórzy ludzie mają zabawki typu elektroniczna tożsamość, bawią się tym, oglądają, wciskają jakieś przyciski, pokazują, że mają. Marzy mi się, żeby dostać pod choinkę telefon który nie obsługuje wiadomości SMS - obiecuję, że jeśli będzie sprawny od razu przekładam kartę SIM.
Teraz przypomniałem sobie pewną chwilę/sytuację - był chyba maj gdy setny raz udałem się do Warszawy w celu odbycia spotkania B2B i sprzedania czegoś czego akurat ten ktoś nie potrzebuje - uwielbiałem sprzedawać reklamy. Sprzedawać reklamy jest czymś co nie istnieje, sprzedawałem towar nienamacalny, nie istniejący, bez gwarancji. Reklama ma wspomóc sprzedaż ale nie masz pewności, że tak się stanie a więc sprzedawałem obietnice. Sprzedawać coś czego niema - bawiłem się słowami na spotkaniach jak dziecko klockami, bawiłem się grą słowną, bawiłem się cudzymi myślami w negocjacjach. Tak naprawdę to sprzedawałem siebie a nie "produkt który sobie wymyśliłem" bawiło mnie to. Śmiałem się z siebie na spotkaniach i wciągałem ludzi do swojej zabawy słownej. Rozbijałem ich nudny poważny dzień dodając trochę śmiechu i dystansu do czasu, czarowałem Kobiety lecz czar zazwyczaj pryska więc szybko finalizowałem biznes choć nie ukrywam ubawiłem się bo fajnie było sprawić uśmiech i wprowadzić w zakłopotanie. Akurat w ten jeden majowy dzień spotkałem zbiegiem okoliczności w Warszawie dobrego kolegę który był na jakichś tam targach i tak się stało, że wracaliśmy jednym pociągiem do Poznania. Razem z nim z tej samej firmy wracała jego koleżanka (do tego cały czas zmierzałem. Zawsze lubiłem długie wstępny, solidne rozwinięcia i szybkie zakończenia zarówno w literaturze, muzyce, kinematografii i seksie). Owa bohaterka miała dosłownie wszystko Apple iPod'a, najnowszego białego iPhona, MacBooka... musiałem się mocno powstrzymywać, żeby nie zapytać jej wówczas bezczelnie czy bieliznę też ma od Apple a jestem do tego zdolny choć nie chciałem robić show w przedziale dla pasażerów i wstydu koledze. Nikt do niej nie dzwonił, nie pisał, internet bez przewodowy nie działa w MacBookach bez modemu wiec nikt do niej nie mailował ale ordynarnie co 2 min wyciągała i niby sprawdzała e-maile, potem zmiana i SMSy, potem nasłuchała się przez całe 27 sekund muzyki z iPoda po czym zadzwoniła niby do kogoś kto nie odbiera... W dodatku było tak kurwa gorąco, że bokserki jak pielucha przykleiły mi się do pośladów, skrzydła też mokre bo ciasno jak u zakonnicy między udami na szczęście drogą doświadczenia nauczyłem się zakładać na takie dni jasne koszule coby nie było widać talerzy pod skrzydłami.

Lubie czasem wyjść z siebie i stanąć obok, popatrzyć się na siebie pośmiać włożyć trochę dystansu w ten świat spięty jak hemoroidy przed rozwolnieniem. Uwielbiam się nabijać ze swojego niskiego wzrostu (ostatnio ktoś mnie zdenerwował nie słowem lecz intencjami mówiąc "Tej mały...(kilka obraźliwych zdań)...." na co ja w przypływie adrenaliny odpowiedziałem "Mam 166 cm wzrostu czyli brakuje ci jeszcze z 200 metrów żeby mi dorównać a jak ci przypierdolę to zaboli jak bym miał z metr dziewięćdziesiąt osiem"). Czasami (często) dodaje w wypowiedziach ironię sytuacyjną, dużo podtekstów, metafor, ukrytych znaczeń i zamykam to śmiechem. Chyba nie każdy to rozumie i denerwuje się na mnie no cóż. Nie szukam 3500 ludzi żeby ich dodać do znajomych ca FaceBooku i być fajnym zależy mi na garstce osób. Poprzez moje gadanie w bardzo wolnym tempie ale raz w roku ta garstka znajomych powiększa się o jedną osobę która jest w stanie rozszyfrować kod.

Często też tracę znajomych. Mam syndrom palacza mostów oddzielający osobę od lojalności. Zawsze wyciągam pierwszy rękę, zapraszam na kawę albo piwo, na imprezę urodzinową, zapraszam do dyskusji, oferuje pomoc, pomagam znaleźć pracę/doświadczenie i potem obserwuję czy z biegiem czasu zauważę wzajemność, magiczne dziękuję, czy dostane pomoc, czy uzyskam zainteresowanie, czy naprawdę rączka rączkę myje, czy kontakt jest tylko jednostronny jeśli tak to po prostu wciskam 'Delete' i nie do zobaczenia.

Jak mam znaleźć sobie w życiu żonę skoro znajomych dobieram staranniej niż pomidory, przesiewam przez sita, przelewam przez durszlak i poddaje destylacji. Zdaję sobie sprawę, że pewnie wielu nie poznałem a są wartościowymi osobami z mózgiem zamiast pierdolonego styropianu. Niestety wynika to pewnie z ich niechęci do mnie gdyż ja jestem bardzo otwartym człowiekiem, dużo mówię i szybko daje się poznać. Najchętniej chciałbym poznać wszystkich ludzi na ziemi, poobserwować ich, posłuchać co mówią, jakie mają zdanie na różne tematy, co lubią czego nie lubią etc.

Gdy spotykam na swojej drodze osoby które zamiast drogich gadżetów na pokaz noszą solidną markę w głowie to wtedy czuje się bogaty. Na początku tego roku wymyśliłem zdanie które rymuje się i ma sens prawie jak jakieś przysłowie - Prawdziwy mężczyzna trzyma swój majątek zawsze przy sobie z tym, że jeden w portfelu drugi w głowie.

środa, 7 grudnia 2011

Polityka

Jakiś czas temu do portfolio swoich różnorodnych przemyśleń dodałem temat "Polityka".

System jest tak zbudowany aby człowiek nie miał czasu myśleć i zastanawiać sie nad niczym innym gdyż cały czas goni za najszybszym króliczkiem na świecie zwanym emeryturą do której mało kto dożyje. A rozkładając to skompresowane zdanie w karty tarota chodzi o edukację, kursy, szkolenia w momencie gdy kończy się ten etap i nie potrafimy się określić zaczynamy myśleć o założeniu rodziny czyli kredyt, kredyt i jeszcze raz kredyt do tego dzieci i na tym koniec. Niema czasu, niema możliwości na nic innego w starzejącym się kraju. Dlaczego są takie drogie mieszkania? Bo trzeba się wtopić na całe życie w spłacanie rat a bez związku małżeńskiego dostać kredyt nie jest tak łatwo. Wszystko dla tego żeby kraj miał pewność, że nie wyjedziesz za granice i trzyma przez (całe życie w kajdanach) okres spłacania kredytu z nadzieją, że w tym Twoim mieszkaniu postanie co najmniej jeden 'nowy' obywatel zarabiający na przyszłych emerytów. No to otwarliśmy granice do europy tak? Polityka RP otworzyła granice ale jednocześnie uwiązała obywateli jak krowy w oborze... doić, doić i jeszcze raz doić, zresztą jak wszędzie, jak to pracodawcy... Każdy Cię wydoi.

Europą rządzą dwa kraje Niemcy (A. Merkel) i Francja (N.Sarkozy) dwa najbogatsze Państwa starego kontynentu. Postaraj się wczuć w realną abstrakcję którą teraz napiszę. W 2000 roku przedstawiciele obu Państw wiedząc, że ich polityka jest stabilna jak cholera stworzyli produkt z popytem czyli wspólną walutę o chwytliwej nazwie "Euro". Kraje lekkich, ciepłych i sjestowych obyczajów które należą do tego kontynentu i mając świadomość, że ich gospodarka kręci się tylko dzięki turystyce postanowiły skorzystać z przywilejów silnej europy - dotacje, integracja, reklama etc. Ceny wdrażając euro MUSZĄ znacznie iść w górę aby nie odstawać obrotowo od innych Państw. Czy jesteśmy w stanie sobie wyobrazić, że płacimy za chleb 3,40 Euro dziennie czyli prawie 400 zł miesięcznie przy płacy minimalnej niewiele ponad 1000 zł netto??? Oczywiście dadzą chodniki, nowe perony, oczyszczalnie czystej wody i wiatraki zamiast maku na polach ale "przyjebią takie cło, że nawet po znajomości, żona dupy nie da" . Mam nadzieję, że tym wulgarnym akcentem podkreśliłem rangę znaczenia.

Algieria, Tunezja to byłe kolonie Francuskie, a kto rządził Egiptem jak nie Niemcy? Dlaczego te kraję mają potencjał dla Europejczyków ? Ropa, oliwki, turystyka, piramidy, historia, legenda, biznes. I co? i nagle poprzez wpływ polityczny wszyscy rządzący dyktatorzy zostali wykurzeni a ciepły PR zbiera NATO. Majorka to też sami Niemcy. 70 lat temu zbrojnie nie udało się podbić europy to dlaczego teraz kiedy jest to niemożliwe można to inteligentnie zrobić politycznie? Jeśli Niemcy i Francja pożyczą pieniądze Grecji, Hiszpanii, Portugalii... wiedząc, że pieniądze nie zostaną dobrze spożytkowane w momencie kryzysu trwającego "jakiś czas" naglę upomną się o swoje to może dość do fuzji terytorialnej oraz powstania legalnie 4 Rzeszy Niemiecko - Francuskiej. Skoro popadające w kryzys Państwa nie są w stanie spłacić długu to muszą się sprzedać. Po 2 wojnie światowej przez 50 lat Stany Zjednoczone pakowały pieniądze w Niemcy i odbudowę Europy poza Polską która pod skrzydłami sowietów została okrzyknięta jako wybawiona. Stanami mimo, że z nadwagą to rządzą jednak rozgarnięci ludzie wymyślili sobie jakiś Terror a winę zrzucili na biednych nic nieznaczących Talibów przebywających w krajach ropoznawczych. Zaryzykowali, wywarli medialnie presje na obywatelach wmawiając, że to dla ich Dobra. Moim zdaniem korzenie leżą w Zatoce Meksykańskiej w której Huragan Katrina (pewnie chodziło o ich 100 krotność która przychodzi cyklicznie) mówiąc bez ogródek rozpierdolił kluczowe dla US punkty wydobycia ropy i naglę trzeba ją gdzieś zdobyć/pozyskać. Tak to już jest jeśli zamiast 1.1 L produkuje się minimum 5.0 L , V8 silniki do samochodów klasy A.

Co zrobią Amerykanie? pewnie zadzwonią do A. Merkel i powiedzą "Pani, we give wam money kiedyś tam ego. Now musicie nam give back." Niemcy powiedzą OK ale nie będziecie stawiać Tarczy Antyrakietowej gdyż jest nam to potrzebne do zawarcia Paktu z Rosją w celu niewchodzenia sobie w drogę. My im chcemy dać kraje wschodnie a oni nam zachodnie. Polskiego prezydenta już sobie wzięli, my teraz weźmiemy sobie Grecję, następnie Ukraina J.Tymoszenko wsadziła do pierdla czyli "Zagazowali ją" a my czaimy się na kraj portowy...

Kto chciał chętnie US pożyczyć pieniądze? Chiny które jako jedyne mają minimum 28,7 mld $ nadwyżki budżetowej i władają produkcją świata, a nawet potrafią kontrolować pogodę, huragany. Czyżby im było ciasno? W polityce likwidowani a raczej 'dymisjonowani' są niewygodni przedstawiciele/nie na rękę. Gdybym zajął się osobiście polityką to pewnie już bym miał na koncie zamach na własne życie. W dyplomacji najważniejsze jest zachować zimną, czystą krew bez wyrazu emocji - Lepper był prostym człowiekiem z charyzmą wśród prostych ludzi w prostym kraju (osobiście nie popieram nie neguje) w innym świecie śmiech ogarniał jego opaleniznę ale nikt nie wie... w momencie stresu niektórzy ludzie czerwienią się na twarzy a Lepper miał do tego nadzwyczajne zdolności i cały czas wyglądał jak truskawką dlatego jego Partia zainwestowała w specjalistów od Public Relations a Ci powiedzieli tak - idź Andrzej na solarium to nikt nie będzie widział czy się denerwujesz, blefujesz czy jesteś politykiem. Gdzie jest Andrzej teraz? A gdzie jest kurwa Zbyszek?... Za kim jestem? Za PO? Za PIS? NIE!!! Za mniejszym złem? jestem za dynamiczną równowagą jednostek dla wspólnej harmonii struktur otaczających nasze krótkie istnienie.

Śmiejemy się z polityków, że nic nie robią a czasami po prostu nie mogą nic zrobić.
Śmiejemy się z polityków, że tylko gadają, obiecują - na tym polega polityka.
Śmiejemy się z polityków a oni czasem muszą poświecić samolot, żeby ocalić lotnisko.

Nie popieram, nie neguje stoję obok i obserwuję.

czwartek, 1 grudnia 2011

Lubię to

"lubię to" stało się synonimem ludzkiej wypowiedzi i adaptacji w grupach społecznych, subkulturach i w byciu trendy...

Ciekawym faktem jest to iż powiedzieć coś a powiedzieć to różnica np. użyłem wyżej słowa "trendy" i po przeczytaniu tego od razu ma się złe odczucia i właśnie o to mi chodziło. Mógłbym to napisać inaczej w pozytywnym tego słowa znaczeniu ale nie chcąc burzyć sensu zostawię to tak jak miało być.

... czasami spotykamy się z pytaniami które są tak proste a wymagają obszernej wypowiedzi aby zaspokoić osobę pytającą a człowiek z natury jest leniwy i odpowiada szybko i neutralnie. Na pytanie w języku angielskim "Hi, How Are You" można usłyszeć "I'm fine, thank you" i niby pytamy o wiele a dostajemy niewiele i cześć. Wiele wynika z mentalności bo na przykład w języku polskim na pytanie "Cześć co u ciebie słychać?" usłyszymy "jakoś leci" albo "eeeee mogło by być lepiej" a to dlatego, że polacy są strasznie kurwa wredni i potrafią być dla siebie największymi wrogami dlatego lepiej odpowiedzieć w sposób negatywny gdyż gdybyśmy opowiedzieli "u mnie wszystko ok, dobrze" to pewnie zaraz padła by propozycja "to weź pożycz 2000 zł". Nie chcemy się ujawniać. Nie chcemy być prawdziwi. Nie chcemy się wychylać. Nie chcemy ryzykować. Chcemy wszystko z nieba i za darmo.

Powyższa myśl wzięła się z tego iż w Niemczech w których obecnie mieszkam bardzo zainteresowała mnie obecność repatriantów a konkretnie Niemców których dziadkowie dostali się do niewoli Rosyjskiej a następnie 2 i 3 pokolenie wraca do kraju "ojczystego" z wychowania, wyglądu, mentalności jako Rosjanie ale jednak Niemcy. Wszyscy Rosjanie tutaj są tak przezajebiście kolektywni, że robi to na mnie wrażenie większe niż księżyc. Zepsuje się samochód to naprawi je kolega z pochodzenia Rosjanin za darmo a gdy budują dom to nie wynajmują żadnej firmy tylko informują sąsiadów np. mechanika samochodowego i ten pomaga im pokryć dach, mają dwadzieścia marketów w promieniu 20 km ale i tak kupują produkty spożywcze w jednym małym sklepiku "Ost Shop" którego właścicielem jest Rosjanin, łączą się w pary i zawierają związki małżeńskie też tylko między sobą. Państwo w państwie.

Czy potrafimy wypowiedzieć to co w nas siedzi? czy potrafimy się wyrażać? czy potrafimy mówić o swoich wadach? czy potrafimy powiedzieć co lubimy? ale bez godziny na zastanowienie lecz teraz w tej chwili. Zadaj sobie pytanie jakie są Twoje wady wymień je masz na to 2 min albo wymień co lubisz masz na to 30 sek. Czy my Polacy skoro nie potrafimy być jednością potrafimy być jednostką która jest nie przeźroczysta? Ponoć polak potrafi ale co? wszystko jest niczym jak nie potrafisz tego ubrać w słowa. Kraj głuchoniemych ze zdolnością migowego w ramach fakultetu po wyjściu z monopolowego???

O swoich wadach których mam mówiąc w gwarze Poznańskiej wuchte pisałem już w jednym z archiwalnych wpisów natomiast stwierdziłem, że skoro piszę swój wirtualny pamiętnik zwany Blogiem to napiszę to co lubię a gdy przeczytam to za 25 lat to będzie to bardzo lekkie i ciekawe na tamtą chwile.

* muszę przyznać, że jestem uzależniony od firmy Apart z sentymentu i lokalnego patriotyzmu a przede wszystkim z powodu gadżetów ;) sam nosze jeden i wiele osób nosi je jako prezent ode mnie. Uwielbiam zegarki, kolczyki, pierścionki i ogólnie subtelną srebrną biżuterię.
* lubię pikantne potrawy ale tak pikantne, że 3/4 osób nie potrafi ich zjeść. Wasabi łyżką, tabasco kieliszkiem a chilli garściami - lubię przesadzać z przyprawami dlatego przesadziłem ze słowami.
* uwielbiam piękne długie, proste włosy które zdobią Kobiety.
* lubię wszystko co jest unikatowe, nie hurtowe. Zdaję sobie sprawę z wysiłku albo z ceny ale lubię i koniec.
* lubię wszelkiego rodzaju gadżety ale muszą być praktyczne lub przydatne więcej niż 10 razy.
*zamiast lata lubię jesień i zimę. Kolory są piękniejsze, powietrze inaczej pachnie, ubrania są ciekawsze na jesień niż skromność letnia. Zazwyczaj latem ludzie widzą a jesienią gdy nic nie widać słuchają i rozmawiają - poznają się prawdziwie.
* lubię podnosić sobie porzeczkę.
* lubię dziewczyny w pończochach i z matowymi ustami. Błyszczyk jest chuujowy! kleją się im do włosów, ni echcą się całować i co chwile zamiast robić coś kreatywnego uczą się poruszania dłonią od lewej do prawej w celu nałożenia kolejnej, świeżej warstwy smakowego ścierwa na usta.
* lubię lasagne ;)
* starożytni filozofowie byli mężczyznami z krwi i kości dlatego nie wstydzę się przyznać, że uwielbiam czerwone pół słodkie wino a jeszcze do tego czarny kawior i grzanki na maśle ze świeżą bazylią robią lepiej dobrze niż ponoć (nie sprawdzałem ale kocham metafory) dojarka do krowich wymion ;p
*lubię dostawać od Tomasza i Jacka porcję muzyki bo zawsze wyszperają takie perełki, że niema rekina na śledzia ;p
*lubię wydawać pieniądze bez zastanowienia się co będzie jutro i jutro nie zastanawiać się co mogło być wczoraj
*lubię prowadzić prezentację, konferencję i w ogóle kocham kontakt z mikrofonem. To jest dopiero władza nad umysłami
*lubię pianino, skrzypce i kontrabas, żywą perkusję i koniec tematu.
*lubię alternatywną kinematografię
*dobrze czuję się w koszuli, krawacie dobrze zawiązany, wizytownikiem, spinkami do mankietów, papierośnicą i w 3 dniowym zaroście
* lubię być świnią, inteligentnym skurwysynem i kreatywnym atomem
* lubię znać siebie i być siebie pewnym
* lubię inwestować w znajomości, dawać prezenty i pomagać znaleźć pracę
* lubię się mścić, obierać wszystko
* lubię robić rzeczy dla idei a nie dla pieniędzy
* lubię udzielać się charytatywnie
* lubię czuć się bezpiecznie, ubezpieczony jestem nawet od irytujących sąsiadów.
* lubię marzyć, czarować i bawić się świadomością.
* lubię być cwany bo nie lubię dawać d... dłoni na wylizanie
* lubię kombinować, kręcić, być przedsiębiorczym
* lubię negocjować, bawić się cudzymi myślami
* lubię adrenalinę bo bez niej umieram.
* lubię być szczerym i mówić zawsze prawdę.

Chyba dokończę następnym razem bo za dużo już tych znaków ze spacjami starczyło by na niejedną rozkładówkę... no i znudziłem się trochę.

czwartek, 24 listopada 2011

Piękna Kobieta

Dość sporo czasu poświęcam na rozmyślanie nad najstarszym tematem świata - Kobieta. Czy istnieją piękne Kobiety?


Aby odpowiedzieć sobie na to pytanie należy najpierw zastanowić się co jest piękne oczywiście jak to powiedział ktoś nudny ale z charyzmą "o gustach się nie dyskutuje" pewnie zamknął ten temat w tym sformułowaniu bo ALBO był ograniczony w swoich wypowiedziach ALBO otaczały go kukły (tak określam ostatnio bierną ludzkość) ALBO był leniwy bo miał kaca. Dla każdego piękno ma inny wymiar wartości potęgujący uczucie pożądania (Pożądanie - pojęcie niekoniecznie związane z sexem, raczej nie uprawiam sexu z płatkami na śniadanie lub z whiskey czy też wodą pod prysznicem). W jaki sposób ludzie się dobierają? Niektórzy do siebie pasują - cóż za prymitywne określenie wyssane z telewizji lub baśni o królewnie i królewiczu na zajebiście białym koniu niczym uzębienie polującego z dzidą myśliwego z afryki. Jeśli znajdę sobie dziewczynę o szafirowych oczach, prostych czarnych włosach, piersiach jędrnych jak Dr. Oetker uśmiechem jak Nike która tyłkiem potrafi podczas sexu namalować Słoneczniki van Gogha czy to jest piękne? Na pewno przyjemnie będzie dla faceta przez jakiś czas do puki nie znudzi się tym "złapanym króliczkiem" z biologicznego punktu widzenia. po 50 roku życia taka Kobieta ma uśmiech jak Toyota, cycki jak U2 a tyłkiem to może jedynie namalować objazd na autostradzie A4... Tu się kończy piękno a zaczyna się "zła" zdrada, burdele, romanse etc.

Ostatnio na POPularnym portalu społecznościowym miałem okazję zapoznać się ze zdjęciami znanych kobiet, gwiazd znanych na całym świecie które wyglądają jak 1 mln $ lecz dla porównania zostały opublikowane ich zdjęcia bez chemii zwanej potocznie 'tapetą' a w środowisku ludzi opartych na trendach "Maycup'em'... Wiele też żartów powstało na temat 'Torby i za ojczyznę', 'Wystraszyć się z rana...' itp... Otóż nie czarujmy się każda Kobieta z rana wygląda nie jak 1 mln $ lecz gorzej niż 50 cent (nie mylić z czarnuchem który ma Kanał Sueski między zębami). Tak to już jest.

Upgrade Kobiety

"Pochodzenie słowa kosmetyka nie jest do końca wyjaśnione . Powszechne używanie tego terminu sięga okresu starożytnego Rzymu, gdzie kosmetami byli nazywani niewolnicy zajmujący się masażem w łaźniach. Określenie niewolników kosmetami zapożyczono najprawdopodobniej z greckiego, gdzie kosmeo oznacza upiększam. Słowo kosmeter oznaczało w Helladzie młodą niewolnicę, zajmującą się porządkiem i wywodzi się z greckiego kosmeticos co oznacza upiększający".

Owszem lubię wyklepane Ferrari, otynkowane mieszkanie, posmarowany chleb i malunki na twarzach - chętnie bym się zapoznał a jak się znudzi poznał nowe rysunki. Czyli skoro każda Kobieta używa środków upiększających to znaczy, że wszystkie są brzydkie. Ładna Kobieta (z ładnym makijażem i w nowych ciuchach z chujowej Zary) ma wymagania co do facetów większe niż Komputery w NASA. Czyli łatwiej z męskiego punktu widzenia jest znaleźć brzydszą Kobietą która będzie wierna jak Mojżesz i kupić jej kosmetyki. Cycki da się zrobić, pedał fryzjer zrobi swoje a podczas spalania joita z ziomkami kobieta niech spala co dupsko w fitness z pierwszego tłoczenia ( naturalnie to taki szowinistyczny żart który jest potrzebny moim zdaniem w tym sztywnym i lanserskim prawie jak Mitsubishi świecie).

Podkłady, pomadki, pudry w kuleczkach proszku i kurwa jeszcze w sprayu, kredki, szminki, odżywki, lakiery i te obleśne mdłe kokosowe balsamy i mleczka do zmywania picu z twarzy. Kobiety używając tego wszystkiego a następnie zmywając to z siebie zmywają swój naturalny zapach, feromon który wydziela skóra na podstawie hormonów... równie dobrze można uprawiać sex z kukłą bo wygląda tak samo i podobnie pachnie chemią tylko trzeba by ją podgrzać. Ja nie mam nic przeciwko branży remontowo-budowlanej na Kobiecym ciele ale delikatnie, ze smakiem, bez przesady... A jak widzę te laski po solarium żółte jak inwazja na Pearl Harbor i z nie opalonym nad dupiem prawie jak ogon Bobra to śmiech poprzez łzy zalewa mi nozdrza.

Na stare lata już nie będzie urody wiec zamiast zamknąć się w ciszy w swoim osobnym hobbistycznym pokoju w wieku 60 lat wolałbym porozmawiać przy kawie w Białej Marii od Rosenthal'a ze swoją wybranką która w głowie ma więcej portów myślowych niż Marco Polo miał śledzi, więcej elektronów, kolorów i kreatywności która jak sztuka nigdy się nie kończy.

sobota, 19 listopada 2011

Film-Arcydzieło

Kolejny raz w swoim życiu miałem przyjemność doznać niesamowitych wrażeń i mimo iż zrezygnowałem już jakiś dłuższy czas temu z oglądania telewizji na poczet bardziej kreatywnych, indywidualnych niż manipulujących rozrywek to kinematografia pełnometrażowa metaforycznie myśląc o odbiorcach jako 'nie masowa' raz na jakiś czas naprawdę podnosi poziom sił witalnych. (To było długie zdanie - jak zwykle) Miałem przyjemność obejrzeć film "Drzewo życia (The Tree of Life)". Jako, że wyjątkowo brak mi słów to pozwolę sobie na zachętę przekopiować krótką notatkę pełniącą formę zwiastuna oraz link do kompozycji audiowizualnej. Zrozumieć każdą scenę tego film to jak przeczytać moją osobowość.

"Film-Arcydzieło, który szuka odpowiedzi na najważniejsze pytanie ludzkości – jaki jest sens życia? Duet najlepszych aktorów naszych czasów (Brad Pitt i Sean Penn) w filmie legendarnego twórcy kina – Terrence’a Malicka („Cienka czerwona linia”). Jack żyje wraz z dwójką braci oraz rodzicami w szczęśliwym domu. Rodzice otaczają go opieką i troską, a świat wydaje się być dla niego wspaniałym miejscem. Do tego z pozoru idealnego świata zaczynają jednak docierać mroczne aspekty życia takie jak choroba, cierpienie i śmierć. Chłopak zaczyna swoją drogę wiodącą ku dorosłości i przekonuje się, że w miejsce sielanki i beztroski przychodzi mu zmierzyć się z labiryntem dorosłego życia. Jack staje się zagubioną duszą w nowoczesnym świecie. Jedynym sposobem na wydostanie się z pułapki będzie znalezienie odpowiedzi na najbardziej fundamentalne pytania o sens wiary i powód naszej egzystencji. Będzie to wymagało podróży do najodleglejszych miejsc w czasie i przestrzeni – miejsc, w których nie był jeszcze nikt"

niedziela, 13 listopada 2011

Cisza

Wczoraj w pracy zamiast skupić się na układaniu płytek na schodach zająłem mózg czymś innym a mianowicie rozmyślałem nad ludzką zarozumiałością.

Nie lubi się ludzi zarozumiałych/przemądrzałych, podkreślających swoją zajebistość w takim stopniu, że aż unoszą się wręcz lawirują nad ziemią. Nie lubimy też krytyki, nikt nie chce słyszeć o tym, że jest na przykład gruby, widać cellulitis przez spodnie, głupi, nie rozsądny etc. Mój ojciec uważa mnie za takiego zarozumiałego typa i pewnie wielu moich znajomych też tak uważa no pewnie coś w tym jest. Wiem, to. Jestem też bezczelny i szczery jak cholera ale nie boje się tego bo potrafię się do tego przyznać a zmieniać się po to żeby komuś było lepiej lub dla Public Relations nie mam zamiaru bo żyje dla siebie bez parcia na szkło i parapet.

Postawiłem sobie pewną tezę - kiedy kończy się zarozumiałość?
No właśnie czy zarozumiałość wynika z wiedzy? uniwersalności bytu, wszechstronności, zróżnicowanego doświadczenia? Jeśli będę opowiadał często gdzie to ja byłem na świecie, co widziałem, co mnie zainteresowało a że podróżowałem przez np. 3 lata i byłem w 12 krajach to czy w oczach słuchacza będę zarozumiały? na pewno znajdzie się ktoś w gronie słuchaczy dla kogo słuchanie takich opowieści będzie lepsze od radio czy TV ale pewnie dla większości taki podróżnik będzie zarozumiały. Dlaczego? bo oni nie podróżowali po świecie a najdalej byli w Ustce czy Mosinie?
Innym przykładem zarozumiałości może być na przykład krytyka. Skoro krytyka jest nieprzyjemna to dlaczego płacimy za czytanie krytyki w czasopismach? dlaczego Krytyk Sztuki, Krytyk Filmowy dostaje pieniądze? Krytykę się przyjmuje na obrazę się nie pozwala. Problem w tym, że ludzka percepcja jest tak ustawiona, że słyszy powierzchownie to co brzmi a nie to co niesie dany komunikat. Tak więc zawsze i na zawsze w większości krytyka będzie negatywną formą która nastawia tok myślenia i sprowadza wszystko do jednego mianownika - Krytyk jest zarozumiały. Weźmy takiego Kubę Wojewódzkiego jest inteligentnym, bezczelnym, szczerym, dowcipnym przepotężnym krytykiem którego uwielbia co najmniej 1/4 społeczeństwa a ten zarozumiały inteligent jeździ sobie Porsche ;) Czy każdy kto jest od nas w czymś lepszy, ma wiedzę, doświadczenie i o tym mówi jest zarozumiały?

Kiedy kończy się zarozumiałość?
Weźmy sobie taką dziedzinę nauki jak Psychologia. Kiedy człowiek ma 'problemy' i nie potrafi sobie z nimi poradzić może udać się do wykształconego psychologa w celu skorzystania z jego usług. Psycholog ma tylko dwie możliwości:

1) gdy klient nie wie co jest grane i milczy bo nie potrafi tego nazwać, określić, przekazać, zwięźle wykrztusić z siebie TO psycholog zaczyna zadawać różnego rodzaju pytania, sugestie, bawić się retoryką wprowadzając klienta w stan rozmyślania i w efekcie klient zaczyna mówić co psycholog zbiera w całość, analizuje i wystawia opinie lub też prowadzi terapię.
2) gdy klient ma tyle problemów, że nie jest w stanie sobie z nimi poradzić, potrzebuje się wygadać, mówi mówi czasami gestykuluje, podnosi ton etc. Wtedy psycholog milczy nie mówiąc zupełnie nic. Na końcu powie klientowi to co ten chce usłyszeć po wcześniejszej analizie w celu ustabilizowania emocji a następnie wystawia swoją opinie lub zaczyna prowadzić terapię.

Czy taki psycholog nie jest zarozumiały? mówi nam co jest dla nas dobre, co mamy robić, poucza nas a nic nie wie o naszym życiu, krytykuje nas w sposób retoryczny aby naprowadzić, 'nastawić na tory'.
Doszedłem do następującego wniosku a mianowicie zarozumiałość kończy się w momencie kiedy jej potrzebujemy tak jak potrzebujemy usług psychologa.
Mówić a powiedzieć to jest różnica. Słuchać a usłyszeć to też jest różnica.
Znalazłem w tym wszystkim produkt uboczny, przepis, złoty Klucz. Jest nim cisza. Wszyscy kochamy jakieś zwierzęta, psy, koty bo siedzą cicho. Nie powiedzą nam nic złego. Pewnie przestalibyśmy je kochać gdyby nas opierdoliły sromotnie, że kuweta śmierdzi, niema nic do żarcia, chce się wylać i to teraz a nie zaraz!

Cisza jest antykrytyczna, niezarozumiała, spokojna, ciesząca się relaksem, ogólnie dostępna, prosta w obsłudze. Cisza jest kodem, sexem, cisza jest niczym ale jest wszystkim.

PS. a płytki na schodach zrobił ktoś inny ;)

czwartek, 10 listopada 2011

Lustro

Od początku ludzkości muzyka wybijała rytm który relaksuje nasze ciała i umysły. Zmysłowy taniec który jest tak prawdziwy, że na pytanie "kto nauczył cię tańczyć" można powiedzieć, że "uszy, zmysły, ja" jest czymś czego nie da się opisać słowami... pewnie stąd wzięło się pojęcie i cykl tzw. tańca godowego... wpadłem w pewną 3 minutową dygresję a mianowicie skoro biblia święta jest "duszą człowieka" to czy jest w niej napisane, że Bóg stworzył muzykę? czy to, że jej słuchamy jest czymś z góry zaprogramowanym jak jeść, pić etc? czy jest w ogóle ktoś kto nie lubi muzyki? żadnej muzyki bez względu na gatunek? sądzę, że muzyka jest lustrzanym obrazem rytmu jaki oddaje nasze serce... Przypadkiem stało się tak, że ukończyłem prywatną szkołę muzyczną, chodziłem na lekcje umuzykalnienia, nuty, tonacja w efekcie umiejętność gry na pianinie a 10 lat później wychodząc na przeciw pędzącemu Światu stworzyłem z moim dobrym znajomym teem i wyprodukowaliśmy dwie płyty na których ja zająłem się tworzeniem i aranżacją podkładów a On pisał teksty i dogrywał wokal - ciekawy to był czas, bardzo kreatywny, szybki, byliśmy w studio, radio, na koncertach po prostu było ciekawie ale to tylko takim słowem wstępu/prologiem w tym kontekście, że wiem o czym mówię. Na początku 2011 w czasie w którym po 3 latach jednostajnej pracy, zostałem wykupiony przez agencje headhunterską do innej firmy o podobnym profilu na stanowisko manager działu reklamy za 5700 brutto pierwszy raz dowiedziałem się chyba czym jest prawdziwy stres i szukałem relaksu w owe zimowe dni/wieczory w trunku zwanym Cytrynówką oraz mUUzyka The XX. Metafizyczny dialog mężczyzny i Kobiety otoczony barwnym, zmysłowym, dynamicznym podkładem muzycznym. Nie jestem alfą i omegą ale kilka płyt w swoim życiu przesłuchałem a The XX jest jedną z 4 najlepszych płyt jakie słyszałem w swoim życiu. Jeśli ktoś czyta tego bloga a po ilości odwiedzin i statystykach odwiedzin z takich krajów jak United Kingdom, United States, France, Russia, Austria, Germany, Netherlands, Norway, Romania pragnę powiedzieć/napisać jedno - jeśli macie w sobie coś czego nie potraficie namalować, coś czego nie potraficie powiedzieć, coś czego nie potraficie wyśpiewać, coś czego nie potraficie zatańczyć, wyrazić to album The XX zrobi to za Was.

poniedziałek, 31 października 2011

aż taki zły?

Przed przyjazdem do Niemiec starałem się przygotować psychicznie do „wyłączenia” gdyż wiedziałem co mnie czeka – ciężka fizyczna praca. Niestety nie mam wiele czasu na naukę języka a jedną z moich wad jest niepodzielna uwaga no nie potrafię stanu skupienia swojego mózgu rozłożyć na pracę i naukę ja wiem, że niby po pracy mam na to czas ale jestem zazwyczaj tak zmęczony, że nie mam ochoty na nic i padam wycieńczony na przysłowiowy świński ryj (PS. Właśnie w tej chwili moja matka nazwała mnie „świnią” bo powiedziałem, że nie wypije z nią i ojcem whiskey. NIE PIJE i koniec). Oczywiście, że słyszę gdy Niemcy rozmawiają, dostrzegam często powtarzane słowa, sytuacyjnie używane te których nigdy nie słyszałem stają się jasne i logiczne raczej uczę się podświadomie, biernie. Wiele rozumiem z tego co ktoś do mnie mówi ale raczej nie potrafię odpowiedzieć pełnym zdaniem jeszcze… tak naprawdę poza potrzebą ucieczki od codzienności w Polsce i decydując się na opuszczenie ojczyzny kierowałem się jeszcze jedną ważną według mnie sprawą – rodziną. Mam strasznie rozstrojoną, niepoukładaną, nieodpowiedzialną, niedojrzałą, niezgraną rodzinę która nie potrafi wstawić się w kadr filmu jakim jest pędzący świat. Dlatego chcę im pomóc bo toną szybciej niż najsłynniejszy statek na świecie który chyba zyskał sławę nie przez ogrom strat w katastrofie na owe czasy lecz przez Leonardo DiCaprio ale to już temat na inną opowieść… Moi rodzice nie potrafią najprostszych rzeczy, może najprostszych dla mnie co jest wynikiem „nowszego pokolenia”, unowocześnionego, nie wiem… na przykład zalegają z płatnościami za różnego rodzaju rachunki na moje pytanie dlaczego?! Przecież jest praca więc są pieniądze słyszę odpowiedź, że niema kiedy jechać do banku albo na pocztę bo pracują do 18:00 a tego rodzaju instytucje są zamykane wcześniej!!!! No kurwa, więc mówię z pełnym zrozumieniem sytuacji, że można robić przelewy przez Internet to słyszę obiekcje, że to jest drogie, że są hakerzy etc. etc. etc. albo inny przykład mój brat jest w Polsce a moja matka w Niemczech niepełnoletni człowiek który jako jedyny ze swoich rówieśników ma swoje mieszkanie na wyłączność!!! Aż się boję pomyśleć co tam się wyprawia… w Niemczech skończył po 4 latach nauki SZKOŁĘ! Tu kończy się etap edukacji i od razu na praktyki i do pracy chyba, że zna się perfekcyjnie język niemiecki i takie sława jak np. trzustka, mitoza i opisać jej proces etc. to są niby proste słowa dla nas ale dla dzieciaka który nie miał wcześniej styczności z językiem NIE dlatego nie miał szans na dalszą edukację w Niemczech i chciał bardzo mocno jechać do polski uczyć się zdać maturę, iść na studia i w ogóle przebywać z polskimi kolegami etc… nie chcieli go puścić więc przyszedł z problemem do brata, brat załatwił mu szkołę i wytłumaczył (chyba) rodzicom, że macierzyństwo to między innymi oddzielenie swojej wygody od siebie i oddanie jej dziecku, przekazanie wszystkiego co dobre i poświęcanie swojego życia, czasu, energii i zdobytego doświadczenia, mądrości swojemu dziecku, że trzeba robić wszystko dla jego dobra jak na prawdziwego rodzica przystało. Usłyszałem, że jestem zarozumiałym egoistą i zrobiłem mu największą krzywdę – oderwałem go od opieki, domowych obiadów i życia w „lepszym” kraju (?????!!!!) wyszło na to, że to moja wina, że chce najlepiej na świecie dla mojego brata. Mówiłem matce, że jeśli zachoruje np. na grypę lub cokolwiek innego, ludzkiego to będzie problem z tego powodu, że podlega pod matkę i pod jej ubezpieczenie a więc trzeba wypełnić w niemieckiej ubezpieczalni pewny konkretny druk i wysłać do NFZ a dowiedziałem się tego po mojej wizycie ciałem i duchem w placówce NFZ w Polsce w kwietniu i wtedy też naświetliłem sprawę rodzicom… mamy prawie listopad i co? Nic nie załatwiła a mój brat co – chory jak cholera wylądował u lekarza u którego zapytali go ubezpieczenie… (!!!???). Gdy zapytałem dlaczego tego nie załatwiliście przecież podałem wam wypełnione wszystkie dokumenty, adres oddziału ubezpieczalni w Niemczech, adres na jaki trzeba wysłać podpisane dokumenty do oddziału NFZ usłyszałem – „ty myślisz, że wszystko jest takie proste”…(!!!???) I takich rzeczy PODSTAWOWYCH jest mnóstwo dosłownie dziesiątki. Najbardziej na świecie chyba nie cierpię ludzi którzy nie potrafią być ludźmi jak to powiedział kiedyś G.B Shaw „Im bardziej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta”. Niestety to jest moja rodzina więc muszę/ chcę im jakoś pomóc bo są strasznie zagubieni pytanie JAK KURWA skoro mimo szczerych, wyrozumiałych, spokojnych chęci dostaje informację zwrotną zawierającą podwyższony ton, gesty nie sympatyczne i wartość merytoryczną która jest na poziomie chodnika. Usłyszałem tyle złych słów ostatnio na swój temat, że jestem zarozumiały, krytyczny, władczy, że zawsze musze się odezwać z jakimś ALE, że jestem EGOISTĄ, że powinienem się wyprowadzić (pomijam, że zostawili mnie 6 lat temu samego w Polsce nie interesując się czy moja praca a właściwie wypłata wystarczy mi na utrzymanie całego mieszkania – wtedy akurat musiałem jakoś podzielić budżet również z moją ówczesną dziewczyną która jak już pisałem w poprzednim wpisie akurat wywinęła „niezły numer”)… mam wiele wad między innymi jestem niedokładny, niesystematyczny, bezczelny, niechlujny, zawzięty, mściwy… jakie mam zalety i resztę wad to pewnie co niektórzy wiedzą tak czy inaczej wiem o tym, że je mam jestem w pełni świadomy i potrafię o tym mówić, przyznać się… przed przyjazdem do Niemiec tak jak pisałem na samym początku wiedziałem, że będę się musiał wyłączyć, wyciszyć jak telewizor który daje tylko bezdźwięczny obraz ale nie potrafię bo mam pewną według mnie zaletę jaką jest mówienie, komunikowanie, wyrażanie siebie, przekazywanie sobie informacji w formie dźwięku, wyrażania opinii, wyciąganie wniosków i rozwiązywanie problemów właśnie poprzez mówienie, wypowiadanie słów po prostu kurwa jego mać rozmawianie. Komunikatywność jako zajebisty dar dla ludzkości. Uważam, że ludzie który nie potrafią się wyrazić pełnym zdaniem nie są ludźmi lecz narzędziem jak młotek. Całe, życie poszukuje takich ludzi w swoim życiu na wielu znalazłem niewielu co doceniam, szanuje, imponują mi, uwielbiam ich słuchać i rozmawiać z nimi, poruszać kosmiczne tematy i dochodzić do wspólnego mianownika. Z nimi czuje, że wszyscy jesteśmy ubrani w humanizm. Ciężko mi korzystać z mojej (w moim mniemaniu, może się mylę?) zalety jaką jest komunikatywność w kraju w którym mnie nikt nie rozumie… tak bardzo chciałbym nic nie robić, nie pracować, nie jeść, nie spać, nie pić tylko uczyć się języków obcych i rozmawiać z różnymi ludźmi na całym świecie, wyrażać się i poznawać innych. Jestem ciekawy tego świata bo jest tak duży, ze nawet swoje obrzydzenie do niego myślę, że mogę sobie wynagrodzić poprzez wetknięcia siebie w różne ciekawe jego zakątki o których ciężko wyszperać informacje w katalogu turystycznym. Cholera jakie ja dłuuugie zdania buduje – zawsze miałem z tym problemy w szkole. Komunikatywność to sztuka, sztuka wypowiadania słów w której można wykorzystywać elementy perswazji, manipulacji, psychologii i dosłownie używać tego jako ludzkiego sterownika, pilota do ciał i umysłów. Całe życie powtarzam sobie jedno – gdyby każdy mówił tyle ile potrafi usłyszeć świat byłby piękny.
Chyba ostatnio za dużo wziąłem sobie na głowę, za bardzo przejmuje się za innych uznałem, że tak będzie dobrze i co? Teraz dźwigam tą swoją zaletę jako największą wadę w oczach mojej rodziny. Tak jak pisałem na początku teraz naprawdę muszę się wyłączyć… dlaczego każdy kocha zwierzęta, psy, koty i tyle dla nich robi? Bo się nie odzywają.

czwartek, 27 października 2011

Podoficer?

Nie wiem czy tylko ja czy wszyscy humaniści mają tak różnorodne pomysły, brak granic a raczej ich stykającą się skrajność w odniesieniu do własnej osoby ale czuje gdzieś głęboko, że niebawem się coś wydarzy. Czuję, że jestem na progu, przejściu do czegoś co mocno odzwierciedli mój wyraz... potrzebuję tego bardziej niż wody, słońca czy jedzenia. Nie potrafię zdefiniować czasami swoich "przeczuć" dlaczego coś przeczuwam itp. czasem sobie myślę, że jestem niezłą komedią o dość szokujących sensacyjnych wątkach. Strasznie się nudzę, nie potrafię po prostu usiąść i być z mottem "co ma być to będzie". Selektywnie podchodzę do niektórych spraw i może to jest ta druga strona mojej osoby której się uczę prawie jak księżyc - nigdy nie wiesz co jest po jego drugiej stronie... z jedną różnicą księżyc na którego potocznie mówię "łysy" milczy a ja mam tak bezczelny nie wyparzony pysk wypchany zawsze jakimś kontrargumentem, że aż mnie to przeraża prawie jak powiedzenie komunistów "dajcie nam człowieka a my znajdziemy na niego paragraf". Dość intensywnie myślę nad adrenaliną która jest moim paliwem i nic nie jest wstanie dać mi takiej energii życiowej jak właśnie ta substancja. Dużo myślałem nad tym jak by tutaj uciec od codzienności praca, dom, dom praca etc. i zająć się adrenaliną na wyższą skalę i przyszedł mi do głowy pomysł aby wstąpić w szeregi 6 Brygady Powietrznodesantowej. Na razie mam inne priorytety ale kto wie...jestem zdolny do wszystkiego.

sobota, 22 października 2011

Kac życia

Przez ostatnie 6 dni prowadzę ze sobą iście zaciętą bitwę w której wyprowadziłem już najcięższą artylerie na stado wściekłych, szlachetnych samurajów i o dziwo artyleria została wyrżnięta jak świnie na farmie McDonalda. Podobno w czasie drugiej wojny światowej podawano szeregowym amfetaminę w jakim celu wiadomo nie je, nie śpi, energia 200% - idealny żołnierz. Codzienność to tak zajebiście wielki poligon, że każdy dzisiaj jest żołnierzem kiedyś tylko mężczyźni walczyli na wojnach od zarania dziejów pozostawiając na prowincjach, w metropoliach Kobiety które orały pole, poprawiały konstrukcje dekarskie i oczywiście szydełkowały. Tak, właśnie setki lat temu zaczął rodzić się małymi kroczkami, mimowolnie za plecami głowy rodziny ruch, stan bytu zwany feminizmem (co ja pierdole). Kobieta myśli - skoro umiem już wykonywać męskie ponoć ciężkie obowiązki i mam z antropologicznego, fizjologicznego punktu widzenia to czego oni (mężczyźni) chcą to dlaczego nie mam rządzić światem? Gdybym był kobietą odpierdalał bym takie czary, że nawet David Copperfield przerzuciłby się na szydełkowanie. Hmmm wpadłem w kolejną dygresję – niedawno zastanawiałem się dlaczego G. Bernard Shaw tyle rozmyślał o Kobietach a teraz ja robie dokładnie to samo… Każdego dnia trzeba z czymś walczyć, uważać żeby nie wejść na jakąś minę, nadwyrężać się nieprzeciętnie, ryzykować, czaić się, atakować i bronić się. Jedni robią to rozsądnie najpierw pomyślą, słuchają, obserwują a potem jeden konkretny, decydujący ruch jak snajper a drudzy walą na oślep przed siebie w szeregu 10 000 zginie ja przeżyje, albo zginę potem nazwą mnie bohaterem, pierdolną pomnik z granitu bo przecież marmurem trzeba podłogi w biurach poselskich wyłożyć. Hmm właśnie coś mi przyszło do głowy – skoro odważni leżą w ziemi to znaczy, że po ulicach chodzą tchórze i snajperzy. NIP, PIN, PUK, PESEL, LOGIN, NFZ, PO, PIS, ADHD, AiDS, HIV, SEX… walczymy/żyjemy w świecie znaków, skrótów, haseł, tchórzów, snajperów i Kobiet. Dziś codzienny poligon też wymaga środka zwiększającego odporność – alkohol (tak sobie to tłumaczę choć wiem, że niema to sensu). Doszedłem do wniosku, że muszę jechać ze swoim napchanym nieposegregowanymi śmieciami łbem na jakieś psychiczne wakacje baaardzo daleko bo za dużo tego alkoholu… 6 dni/6 butelek, zero kaca, pełna dyspozycyjność, koordynacja ruchowa 100% - jest źle. Rzucam wysokoprocentowy alkohol! Ostro zacząłem pić jak rozstałem się z dziewczyną w 2008 roku z którą byłem ¼ swojego życia. Mam do niej żal za zdradę z moim ówczesnym kumplem na moich oczach a Kochałem sukę okropnie. Chciałem się jakoś wyszaleć, wybawić, robić wszystko, wszędzie, za wszelką cenę, bez granic, mścić się/wykorzystywać kobiety za moją ex – nawet w pewnym momencie mówiono na mnie pies na baby choć jak spojrzę w lustro to nie wiem jak ja to robiłem… Dziś otworzyłem oczy o 6:00 stwierdziłem, że pierdole nie idę do pracy, jestem zły na siebie, na czas, na wszystko dookoła czuje się jak bym znowu miał bydlęce, ogłupiałe 14 lat. Rodzice mówią, że jestem przemądrzały bo uczę ich życia w społeczeństwie, w pracy mówili, że brakuje mi pokory, w szkole zawsze musiałem odstawić jakiś numer, nawet imię mam inne. Kurwa mać! Jedna połowa mnie chce „być” druga „nie być”, jedna ”zostań” druga „jedź”, jedna „szeptaj” druga „krzycz” kurwa! Oszaleć można. Nawet teraz w trakcie pisania z 3 razy zmienił mi się humor, punkt myślenia jak bym miał okres . Postanowiłem, że najpierw wybuduje rodzicom Dom i jest to dla mnie priorytet! Zrobię wszystko aby osiągnąć ten założony cel/plan a potem mogę spokojnie zająć się sobą – chciałbym zająć się realizowaniem marzeń i to jest już napraaawdę sporo do zrobienia, mam swoją firmę ale jednak wolałbym pracować w teatrze za śrubki np. przy scenografii, oprawie audiowizualnej, chce zadbać trochę o swoje ciało/zdrowie, zawsze chciałem latać dlatego w końcu chce zrobić licencję AFF … jest tego trochę. Piszę bloga bo sam nie wiem z kąt w mojej głowie tyle myśli kłócę się sam ze sobą, prowadzę monolog… jestem jedną wielką sprzecznością. No właśnie piszę a przecież mam flepy na dysleksję, dysortografię?! Chyba dysmózgia (co ja pierdole). Ehh normalnie jestem prawie jak Marek w Dniu Świra. Potrzebuje wakacji i czasu ale nie piasku, błękitnych oceanów, palm i kawioru lecz jakiejś pustyni, dżungli gdzieś gdzie będę mógł pobyć sam z ziemią, drzewami, słońcem, mrozem, zapachami z powietrzem. Potrzebuje przestrzeni. Dlatego chce objechać samotnie świat dookoła – Polska, Niemcy, Wielka Brytania, Maroko, Kenia, Madagaskar, Indie, Kambodża, Chiny, Australia, Brazylia, Meksyk, USA, Niemcy, Polska. Jeszcze mam trochę do zrobienia więc mam nadzieję, że „wrócę” Żyjemy w świecie w którym mówi się o katastrofach, polityce, kredytach hipotecznych, progresie a nie mówi się o rzeczach tak banalnych, że aż nie zauważalnych - o ludzkim systemie wartości. Doszedłem do wniosku, że każdy człowiek z grona tych nielicznych ma prawo powiedzieć coś więcej niż tylko postawić krzyżyk w miejscu w którym świat nam nakazuje. Za dużo szeptem za mało krzykiem.

niedziela, 16 października 2011

-16,44 PLN

Posiadam pewne cechy charakteru które determinują mnie do działania, rozsądek i analiza kryzysowa pozwala odpowiednio podejmować decyzje a zawziętość i krwiożercza ambicja podpowiada mi jak wchodzić w zakręty. Myślę, że potrafię dobrze inwestować swój czas, energię i dobrze lokować pieniążki. Zawsze interesowały mnie rzeczy prawie niemożliwe a przynajmniej ciężkie do wykonania w określonym, zamkniętym czasie. Całe życie podnoszę sobie poprzeczkę i nie dlatego, że mam jakiś kompleks wzrostu czy coś ;) tylko uwielbiam się ze sobą ścigać. Skoro już poruszyłem wątek wzrostu którego nie mam za wiele to muszę powiedzieć, że chyba każdy by miał 166 cm gdyby mu cały świat wszedł na głowę ;) dystans i równowaga to też ważne elementy codziennej egzystencji ale do rzeczy – mam na koncie w banku -16,44 PLN i postanowiłem, że w przyszłym roku kupię sobie w końcu samochód, działkę pod Poznaniem i wybuduję własnymi kończynami kanadyjski dom nie biorąc kredytu i nie łamiąc prawa. Teraz jest chwila na uniesienie brwi, dwa szybkie mrugnięcia, westchnienie i myśl – to nie możliwe. Czas START!

czwartek, 6 października 2011

Potęga słów.

W poniedziałek będę bronił pracy magisterskiej z której dostane zaledwie jedno pytanie od recenzenta i jak siebie znam będzie to niekończąca się odpowiedź… dodatkowo będę losował dwa pytania z pośród 50 które zahaczają o materiał z pięciu lat studiów. Zostały mi zaledwie 3 dni nauki a jeszcze nie zajrzałem do notatek gdyż jakoś wracając pamięcią przypomniała mi się nauka materiału przed obroną pracy licencjackiej dwa lata temu – nie mogłem się zmobilizować i zacząłem się uczyć na ostatnią chwile czyli na dzień przed obroną i jakoś tak wyszło, że nauczyłem się wówczas 24 z 27 zagadnień. W jeden dzień. Czasami zastanawiam się jaki bym posiadał zasób wiedzy gdybym przez całe życie uczył się systematycznie a nie tylko przed końcem semestru. Zawsze znajdzie się jakaś wymówka lub ciekawsza opcja do wdrożenia niż pochylanie nad czcionkami niosącymi wiedze. Słowa. Zapisane słowa które są mądrością wypowiedzianą przez mentorów, wieszczów, naukowców, filozofów a ostatecznie ludzi. Starałem się przed chwilą zmobilizować i pouczyć trochę lecz dostałem za pośrednictwem popularnego portalu społecznościowego od dobrej znajomej z czasów podstawówki odnośnik do filmu na YouTube który zniszczył moje skupienie i uświadomił mnie, że jestem strasznie wrażliwy gdyż w taki sposób wzruszyłem się pierwszy raz w życiu. Dziś już niczego się nie nauczę.

sobota, 1 października 2011

Dzień mężczyzny

Ostatnio moja Matka powiedziała mi, że powinien sobie założyć własną rodzinę bo mam już 25 lat. No cóż, nie byłem sobą i nie odpowiedziałem jej w 12455 zdaniach dlaczego jest to niemożliwe bo zgubiła by się w przekazie treści po 10 zdaniach. Kiedyś były inne czasy inaczej podchodzono do kwestii współżycia bardziej stereotypowo i o wiele wcześniej ludzie się ze sobą łączyli. Mój ojciec miał 20 lat, moja matka 23 gdy na świat przyszedł człowiek którego imię widnieje w bibliach… ostatnio wiele czasu poświęciłem na kontemplacje o tym jak to się dzieje, ze ktoś jest stereotypowy a ktoś inny nie czy to jest kwestia charakteru, wychowania, własnego wyboru czy może wpływ rówieśników i otoczenia w jakim się obracamy? Ja osobiście jestem stereotypowym człowiekiem ale nie ukrywam, że chcąc się dostosować do współczesnego świata zaakceptowałem wiele ulepszeń które moim zdaniem są zdrowe w codziennej egzystencji. Innym aspektem który jest częścią poprzedniej myśli jest pojęcie mody. Moda jako myśl i obiekt badawczy jest interesująca lecz jako cykl życia człowieka mówiąc bez ogródek wkurwia mnie strasznie. Jakiś włoski pajac będący ikoną współczesnego rynku mody kreuje trendy i wmawia ludzkości, że to co sobie narysował w tym swoim pieprzonym kajeciku w połączeniu z wystrzelonym w kosmos kolorem jak kupa po jagodach jest nagle super, ekstra ŁAŁ i należy kupować bo też się będzie wtedy super ekstra ŁAŁ! Przez wiele miesięcy obserwowałem ludzi „wystawiających się” po ulicach Poznania i w momencie rozpoczęcia moich badań zauważyłem, że obecna moda jest nastawiona na następujące elementy charakterystyczne w podziale na obie płci:

Kobieta:
- tatoo na lędźwiach
- kolczyki w pępkach
- żółta torebka + żółte buty
- wszechogarniający fioletowy apaszki etc.
- szał na buty EMU
- skórzane krótkie kurtki (drogie kobiety skaje też trzeba czyścić pastą bo pęka po kilku tygodniach)
- kalosze w kwiatki specjalne na lato (WTF?!)
- wszystkie głowy pofarbowane na rudo
- okulary w czarnych, grubych oprawkach z lat ‘60
- plastikowe kolczyki
- okulary ala American Police

Cechy szczególne:
- jestem sama, jestem szczęśliwa
- mam na imię Blue Note
- co ty wiesz o życiu a ja byłam na Majorce to jest dopiero życie
- ide na zakupy nie na spacer
- nauczyłam się wyglądać a nie słuchać a potem mówić
- ojjj taaak wysoki przystojny brunet jak w TV


„Chłopcy”:
- pasiaste swetry od Tommy Hilfigera
- tatoo (szczyt ambicji – tribal)
- fryzura ala David Beckham (wkurwiony irokez )
- lakier do paznokci
- opalenizna niczym stały meldunek w krajach śródziemnomorskich
- zegarek z tarczą od Big Bena
- kolczyk w uchu będący imitacją szkła a co dopiero wartościowego, szlachetnego kamienia
- torebka 15x15 przez ramie (na białego iPhona 4 i tampony )
- sylwetka trenowana całą jesień (pamiętajcie, że poza ramionami, klatą i brzuchem macie też uda i łydki trenujcie ciało proporcjonalnie albo w ogóle)

Cechy szczególne:
- hahahahahaha
- huhuhuhuhuh
- jaaa pieeerdoooole
- aale je najebałem


Dziś kobiety są męskie a chłopcy jak dziewice orleańskie. Jestem tolerancyjny ale kurwa to ogranicza pole widzenia podatnym na design normalnym kobietą.
Skoro jakiś wcześniej wspomniany pajac kreuje trendy i ubiera młode nie pełnoletnie dziewczynki w łachy które narysuje natomiast w celu przyoszczędzenia na materiale produkuje jedną sztukę w rozmiarze zmuszającym do propagowania anoreksji i robi to na skale światową to równie dobrze ja mogę zrobić to samo na skalę mojego bloga który jest moim światem. Od dziś ogłaszam iż zapanował nowy trend, nowa moda która dotyczy nie kobiet a mężczyzn.

Prawdziwy mężczyzna:
- dbający o siebie (tzn. używający mydła a nie balsamu, ogórka na twarz i kremu na zmarszczki)
- ubierający się w celu okrycia swojego ciała, im oryginalniej, nie powtarzalnie tym lepiej
- genetycznie zakodowany mamy zarost na klacie, ramionach i twarzy więc nie musimy depilować swojej męskości
- jak coś mówimy to się nie powtarzamy
- wchodzenie w konflikty zostawiamy znudzonej hołocie i polityką
- zawsze wstajemy gdy do towarzystwa dochodzi kobieta
- kawę pijemy w filiżance a nie w kubku
- krawat ma być na długość do paska a nie do pępka
- nie bawimy się telefonem w towarzystwie
- zawsze patrzymy w oczy swoim rozmówcą
- nie akcentujemy jak by nam ktoś nadepnął na genitalia
- nie odpowiadamy na pytania w sposób pytający
- jak mówimy NIE to znaczy, brzmi i wygląda prawie jak Hollywood Hills
- do włosów używamy szamponu a żelu tylko Durexa
- w samochodzie nasze miejsce jest zawsze z przodu
- pomagamy kobiecie nosić zakupy a nie torebkę w której nosi wszystkie ciężary świata
- prosimy, przepraszamy, proponujemy tylko raz.
- jesteś facetem zjedz mięso a nie płatki owsiane i soje
- czasami jesteśmy szczupli, czasami trochę mamy kilko więcej, czasami wysocy czasami niscy – ale czasami to oznacza nie być facetem! Bądź pewny siebie
- białe buty, sznurek, boazeria i sex w łóżku wyszły już z mody


Cechy szczególne:
- Perswazja
- Charyzma
- Bez pośredni styl
- Dynamizm
- Sztuka mówienia
- Racjonalizm i odpowiedzialność
- LiveART
- Intelekt
- Kultura
- Zmysłowość
- whiskey
- parasol

Niech kot będzie kotem, pies psem, kobieta kobietą a mężczyzna mężczyzną.

wtorek, 27 września 2011

video mapping

Właśnie dokonałem czegoś niemożliwego a mianowicie w ciągu 17 ostatnich godzin dopisałem 30 stron mojej pracy magisterskiej ! Sądzę, że dlatego iż temat który wybrałem obłędnie mi imponuje. Skupiłem się na połączeniu profesjonalnej muzyki instrumentalnej aranżowanej specjalnie pod zaawansowane projekcje multimedialne zwane video mappingiem. Całe dzieło jest wyświetlane przez minimum trzy potężne projektory co daje niesamowitą jakość i efekt trój wymiaru na zabytkowych, miejskich budowlach.

środa, 21 września 2011

Uniform

Chyba nikt nie podważy stwierdzenia, że czasami w życiu w danej sytuacji czujemy się nadzy, onieśmieleni, nie swojo… są takie sytuacje bo nikt nie jest idealny choć ponoć „Ideały są jak gwiazdy. Jeśli nawet nie możemy ich osiągnąć, to należy się według nich orientować”… najciekawsze dla mnie w tym wszystkim jest to, że to widać gdy ktoś jest nagi umysłem a nie ciałem ;) strasznie wciągające zjawisko – ileż można wtedy zobaczyć prawdy o człowieku. Skoro już pierwsi prehistoryczni „ludzie” zaczynali okrywać swoje ciało, narządy rozrodcze, tors, głowę nie przed wstydem przed nadwagą, celulitem, brakiem śródziemnomorskiej opalenizny, rozstępami, pieprzykami, czy też bliznami lecz przed chłodem a ewolucja człowieka trwa już miliony lat to moje pytanie brzmi – co było po antycznych zmysłowych szatach i przed współczesnymi jeansami?

niedziela, 18 września 2011

Videoart

Zapytałem wszystko wiedzącego wujka kiedy powstał na świecie pierwszy teledysk i ponoć prekursorem była grupa Queen w 1975 roku kręcąc klip do Bohemian Rhapsody. Innowacja połączenie dźwięku i obrazu czyli koncert w świecącym pudle zwanym telewizorem. Czasami aby docenić dany utwór* lub po prostu żeby go polubić, zwrócić uwagę musimy go przesłuchać więcej niż jeden czy dwa razy. Obraz jest czymś co działa na naszą wyobraźnię i może się spodobać odbiorcy szybciej niż sam dźwięk bo nadawca jest muzykiem więc dla niego świat może nie istnieć gdyż słyszy tylko muzykę. Teledysk czy może lepiej klip do utworu to bezwątpienia zajebiste narzędzie promocyjne wykorzystywane w przemyśle muzycznym. Przeskakując po kanałach muzycznych mężczyźni raczej szukają dziś pretekstu do gwałtu na kobiecie bo jak ma mi się spodobać coś o parasolach lub o tym czy ktoś zmywa?! Nie podoba mi się ta muzyka tylko te podskakujące, mokre małpki. Ja wiem, że o to chodzi i wcale niemowie, że to jest złe z marketingowego punktu widzenia ale no kurwa ile można?! Ja chce się zrelaksować a nie napalić jak dziki zając. Spędziłem połowę wczorajszego wieczoru z przyjaciółką zwaną Whiskey na przeszukiwaniu Internetu z nadzieją, że znajdę jakiś naprawdę świetny utwór z ciekawym teledyskiem co mógłbym nazwać nawet dziełem. Utwór z klipem o którym można napisać prace zaliczeniową w Akademii Sztuk Pięknych. Znalazłem. Blue Monday - New Order z 1983 roku.




* Jak słyszę gdy ktoś mówi, że podoba mu się ta PIOSENKA np. Czesława Niemena pod tytułem Dziwny jest ten świat to dostaje palpitacji serca! PIOSENKI to śpiewa Rihanna albo inna pizda z hurtu. Utwór.

niedziela, 11 września 2011

Zapach Kobiety

Ktoś kto wymyślił pojęcie ‘afrodyzjak’ zapewne nie wyssał tego z palca bo sens i tradycja ma już kilka tysięcy lat. Zapach jest jednym z bodźców który dochodzi do mnie szybciej od obrazu który łapią moje gałki oczne. Taka mała anegdotka ostatnio jechałem samochodem do pracy z Prezesem dość dalej niż zazwyczaj oboje zgłodnieliśmy, zatrzymaliśmy się w jakiejś niewielkiej mieścinie po zauważeniu szyldu określającego dane miejsce jako piekarnie. Wrócił do samochodu z niczym gdyż zorientował się iż portfel znajduje się w torbie w bagażniku… wziął portfel poszedł do piekarni i kupił uszykowane bułeczki z obkładem po męsku czyli te które ładnie wyglądały z zewnątrz po czym odruchowo wrzucił papierową torbę ze śniadaniem i portfelem do bagażnika i tak ruszyliśmy dalej rozkojarzeni i zaspani. Po chwili zorientował się, że śniadanie jest w bagażniku na co ja odpowiedziałem, że wytrzymam bez śniadania bo nie lubię papryki w połaczeniu z jajkiem. On sam nie wiedział co kupił i w niedowierzaniu zatrzymał się aby sprawdzić otworzył bagażnik, wyjął papierową torbę i okazało się że w ciemnej bułeczce z ziarnami dyni znajdowała się czerwona papryka z jajkiem na sałacie... Zawsze miałem dobry węch.

ZAPACH WSPÓŁCZESNEJ KOBIETY:
- żel pod prysznic
- szampon
- balsam do ciała (rzygać mi się chce od tych mdłych kokosów)
- krem do rąk
- podkład, puder i inne proszkowe chemikalia na twarzy
- błyszczyk (zazwyczaj owocowy. PS. Jedzcie śniadanie a nie własne usta)
- świeży lakier do paznokci
- jedwab we włosach
- proszek do prania
- płyn do płukania tkanin
- perfum na ludzkiej skórze
- perfum na ubraniu (bardziej intensywny)
- nowe skórzane buty
- biżuteria (perfum na srebrnych kolczykach, krem z potem pod pierścionkami też ma swój zapach)
- mix wszystkich zapachów świata gdy otwiera swoją torebkę

Średnio przepadam za chodzeniem na plaże latem bo jak czuje olejek do opalania o zapachu kokosowym na rozgrzanym ciele to…
Kilka z opisanych wyżej zapachów czuję mijając Kobietę na ulicy natomiast w zamkniętym pomieszczeniu raczej rozpoznaje wszystkie. Często zapamiętuje te zapachy i gdy natknę się następnym razem na podobną woń przypominam sobie, że uzależniona od jedwabiu we włosach była Pani od obsługi Klienta w oddziale AliorBanku, że intensywnie perfum używała Paulina z lekką nadwagą w strachu przed przeciekiem zapachu potu, że farbowaną wołową skórą pachnie uzależniona od kupowania torebek koleżanka mojej Matki… czasami mijając kogoś zatrzymuję się na ulicy przypominając sobie co się działo w moim życiu ostatnio gdy towarzyszył mi ten zapach. Czasami przypominają mi się wakacje z przed 9 lat gdy czułem zapach którego nie znam, czasami gdy czuję pewien zapach przypomina mi się jak była ubrana moja pierwsza dziewczyna imieniem Sandra…
Co czuje do Kobiety? Smród ! boże jak te wszystkie zapachy się zleją w jeden to jest to nie do wytrzymania najbardziej na Kobietach po 40 roku życia z parciem na Design. Drogie Kobiety mężczyźni uwielbiają błyszczący minimalizm a nie reklamówkę z hurtu.

niedziela, 28 sierpnia 2011

Smak kawy, zapach przygody

W niedalekiej przeszłości gdy opróżniłem filiżankę dobrej kawy w jeden z poranków części tygodnia zwanej weekendem i miałem ochotę posłodzić ten czarny, arabski smak wsiadałem w służbowy samochód zmierzając na wschód do Torunia zatopić usta w popularnym przysmaku zwanym piernikiem. Czasami gdy piątek był zaprogramowany alkoholowo w weekend kawa smakowała dopiero koło południa lub też była zastępowana zimną dawką synonimu kofeiny a mianowicie Coca Colą wówczas zamiast porannych słodkości wypadało zjeść treściwy lunch tak więc wsiadałem w służbowy samochód zmierzając na północ ku plaży prowadzony przez woń jodu w celu przekąszenia świeżego dorsza. Dziś kawa również nie smakuje mi z rana dlatego użyłem synonimu wyżej opisanego, planuje szybki zimny prysznic a następnie wsiądę do służbowego samochodu i udam się na zachód jeszcze nie wiem gdzie dokładnie pomyślę o tym jak już będę na autostradzie może Kolonia może Luksemburg może Amsterdam albo Bruksela…?

czwartek, 4 sierpnia 2011

Dzień Świra

Śmiać mi się chce.. z lekkim cwaniackim uśmiechem zastanawiam się jak uciec od tego wszystkiego choć na chwilę i przestać się martwić o cokolwiek… trochę spokoju w przestrzeni gdzie nie istnieje pojęcia globalizacja, pop, pieniądze, w cudzysłów wzięta przyjaźń o długich włosach i krótkim terminie ważności, design, monitoring, konserwanty, botoks, autostrady, maraton, ślepota… muszę przyznać, że rzucając krawaciarski styl życia trochę odżyłem ale czuje, że druga połowa mnie ta bardziej zdeterminowana, nastawiona na progres i rozwój gospodarczy która została mi jak zresztą chyba każdemu wszczepiona jak chip psu pod skórę chce coś wykombinować. Codziennie zasuwam na budowie po 12 godzin 6 dni w tygodniu mam mało czasu na myślenie ale mimo wszystko coś mi jeszcze nie pasuje, czegoś mi brakuje… ja pierdole kurwa…

niedziela, 17 lipca 2011

Relaks

Hmm dawno niemiałem tak czysto w głowie. Czuje się trochę jakbym narodził się na nowo z zerowym kontem problemów. Myślałem, że ciężej będę przechodził proces adaptacji w nowym otoczeniu a czuje się właściwie „jak w domu”. W końcu mam czas dla siebie, na pracę, na relaks dosłownie mam czas na wszystko i nawet zacząłem gotować. Strasznie tu cicho i pięknie dookoła góry, ogrody, zamki, lasy, będzie co zwiedzać...idealne miejsce na plener z winem, spacer nad Renem lub przejażdżkę kabrioletem po krętych drogach w słoneczny dzień...

piątek, 15 lipca 2011

Na start

Z lotniska odebrał mnie ojciec po czym po dwu godzinnej jeździe dojechaliśmy do mieszkania w którym mój pies, AKA Czarek prawie zwariował z radości cyklicznie skacząc mi na genitalia… chciałbym aby kiedyś ktoś rasy ludzkiej, płci żeńskiej cieszył się tak na mój widok gdy wracam do dom, no może bez tego skakania po genitaliach ;) Oficjalnie przejąłem pokój mojego brata z którym się minąłem gdyż poleciał do Polski i będzie od września chodził do Liceum. Mam wygodne wielkie łoże, w końcu prysznic z ciepłą wodą, lodówka pełna jedzenia, trawka za oknem, rzeczka, lasek etc. Pierwszy dzień spędziłem na przyzwyczajaniu się do tego, że dzień jest dłuższy, jest trochę cieplej, powietrze inaczej pachnie i ogólnie wszyscy się uśmiechają słodko aż do przesady… od środy już zacząłem pracować – pobudka 5:00, toaleta, szybka czarna mocna kawa, znowu toaleta, ubieram uniform z zainstalowanym ołówkiem i calówką w prawej nogawce poczym o 5:45 wsiadam do samochodu którym jadę 6 km aby od 6:00 zacząć pracę już na pełnych obrotach. Obecnie remontuje skromne stu dwudziesto metrowe mieszkanie jakiemuś człowiekowi imieniem Denis którego żona wyrzuciła ze wspólnego życia i dała dwa tygodnie na wyprowadzkę… o 14:00 jest pyszny lunch i co się z tym łączy ok. 15 min przerwy. W ciągu całego dnia Denis a właściwie jego babcia przynosi mi kawę i za słodkie czekoladki ale obiecałem sobie, że ich już nie dotkanę. O godzinie 18:00 kończę pracę wracam do domu zmęczony tak, że nie mam siły rozmawiać. Dziś trzeci dzień tego szoku dla mojego zasiedziałego przed służbowym biurkiem ciała, jutro i w niedzielę też do pracy z tym, że wyjątkowo po 10 a nie 12 godzin. Ogólnie rzecz biorąc jest lepiej niż się spodziewałem, dużo się uczę, dużo nowości, dużo przyswajam nowych słów po niemiecku, sytuacyjnie rozumiem co do mnie mówią a nawet otwieram już usta składając proste zdania. Pomijam fakt, że wszystko mnie boli jak cholera a najbardziej nadgarstki bo wkręciłem wczoraj 485 śrub w sufit choć stopy też są do wymiany gdyż dziś biegając po drabinie zrobiłem chyba z 5 kilometrów. Najbardziej szokujące jest to, że jak do tej pory zarobiłem więcej pieniędzy niż wynosi minimalna krajowa w kochanej Polsce! Od tej pracy pewnie będę miał garba ale jak to się mówi lepiej mieć garba na plecach niż na garba na mózgu.

poniedziałek, 11 lipca 2011

Export

…godzinę temu pożegnałem się z brzegiem Warty nad którą spędziłem wiele lat swojego życia… Postanowiłem eksportować swoje ciało bo duchem już od dawna jestem gdzieindziej. Od dłuższego czasu o tym myślę lecz przeszkadzała mi w tym racjonalna kotwica zwana zaocznymi studiami. Teraz gdy już ukończyłem edukację żadne cumy nie utrzymają tej siły emocjonalnej która mnie ciągnie pod prąd. Nie chce zmienić ubrania, portfela, telefonu, perfum czy przyjaciela chce zmienić źródło wody, miejsce zamieszkania, powietrze, chce poznać język, inną mentalność i kulturę. Muszę przyznać, że przez ostatnie pięć lat docierałem się metodą prób i błędów licząc tylko na własne ręce aby móc spojrzeć na siebie z przekonaniem, że wiem czego chce. Już wiem. Jest to bardzo skomplikowane ale mam nadzieję, że nic mi nie przeszkodzi w dążeniu co celu. Przez pięć lat byłem już specjalistą ds. reklamy, account managerem, marketing & sales managerem, menedżerem działu reklamy, koordynatorem sprzedaży a nawet przez chwilę redaktorem prowadzącym. Krótko?! Cieszę się, że tylko tyle, że już wiem czego się spodziewać, cieszę się, że spróbowałem tego a mam zaledwie 25 lat. Pewnie zupełnie inaczej byłoby gdybym studiował dziennie na garnuszku u rodziców zaczynał karierę od roznoszenia ulotek w wieku 26 lat, potem kelner i szeregowy w korporacji w wieku 30 lat na infolinii. Pewnie doszedł bym do wniosku, że teraz sensem jest kredyt, dziecko i żona byle ładna. Tak to jest gdy ktoś zaczyna grać w młodym wieku w brydża podczas gdy inni macają bierki. Straciłem trochę niewinnej sielanki… strasznie trudny to był dla mnie okres choć sam tego chciałem. Hotele, bankiety, krawaty, wizytówki, spinki do mankietów, garnitury… FAJNIE?!... niebanalne samochody, gale, konferencje, ą ę, w portfelu zawsze było trochę miedzi LECZ nie wszystko złote co się z wierzchu świeci. Rzucam to! Z własnego wyboru dziś o godzinie 16:40 wsiadam w samolot opuszczam kraj i będę pracował fizycznie na budowie. Ze skrajności w skrajność, ubrudzę sobie ręce ale oczyszczę swój umysł. Nie wyjeżdżam dla pieniędzy bo i tak zarobię tyle samo ile zarabiałem w domu, w Polsce… w sumie to gdzie jest nasz dom? Zazwyczaj nasz dom jest tam gdzie nasza najbliższa rodzina więc mogę powiedzieć, że wracam do domu… To jest początek mojego planu.

czwartek, 7 lipca 2011

Ludzkie wady

Wiele razy usłyszałem w swoim kierunku zdanie pytające „proszę wymienić swoje wady” zdałem sobie sprawę jak trudne było to dla mnie pytanie lecz w obecnym wolnym czasie który sobie ofiarowałem zacząłem się nad tym głębiej zastanawiać i doszedłem do wniosku, że mam ich mnóstwo. Bardzo pozytywne jest uczucie dystansu i krytyki w stosunku do samego siebie. Nie wiem czy można do zaliczyć do wad pewnie na forum zdania byłyby podzielone lecz uważam, że jestem bezczelny, mam cięty bezwzględny język i raczej nie dbam o Public Relations. Jestem z pod znaku ryb, ryby są dwie co można zrozumieć jako dwie twarze lub zmienność nastrojów, Mam syndrom palacza mostów, jestem mściwy i pamiętliwy a ujął by to tak – krew za krew, praca za prace, szacunek za szacunek, słowo za słowo, miłość za miłość, nic za nic. Jestem ufny i naiwny są to dwie wady które często mam pecha zauważyć podczas biegu życia gdyż inwestuje w otwartość i zawsze dostaje po dupie ale pamięć mam dobra i zemsta jest słodka a przychodzi w moim przypadku zawsze. Czasami udaje głupka dla uzyskania korzyści. Wkurwiam się, wkurwiam się na jony które kumulują idiotów, krótkowzroczność, brak wyrozumiałości, płytkość, egoizm, płaskość pokrytą wazeliną. Jestem niesystematyczny i szybko się nudzę a ironia mam na drugie. Nie cierpię się podporządkować i stać w szeregu na baczność. Na pewno jedną z moich wad jest to, że jestem marzycielem bo jestem też przedsiębiorczy a jak przedsiębiorczy człowiek może być marzycielem?! Sprzeczność jak cholera jedno z drugim nie idzie w parze. Jestem uparty ale nie jak osioł raczej jak masochista prędzej odetnę sobie rękę z uśmiechem niż zmienię swój punkt myślenia jeśli wiem, że racja jest po mojej stronie. Jestem empatykiem jedni zaliczą to do zalet inni do wad jak na razie nic dobrego w życiu empatia mi nie przyniosła raczej same nieprzyjemności więc zaliczam do wad. Jestem romantycznym idiotą który poświęci życie dla idei. Jestem aktorem i cwanym szczurem który znajdzie lukę w systemie aby ułatwić sobie żywot. Jestem rozrzutny gdyż nie szanuje pieniędzy a bywają chwile gdy mi ich brakuje. Mam więcej ambicji niż wzrostu trochę za bardzo do przodu. Nie znam terminu pokora bo uważam, że niema na nią jeszcze czasu w moim życiu. Czasami zachowuje się jak zwierze, prostak i narzekający, niechlujny włóczęga. Jestem wulgarny, nieokrzesany i rzadko jest mi wstyd… HURT-Załoga G

Książka

Wczoraj spotkałem się z ze starą znajomą z czasów podstawówki, choć w sumie nie wiem czy „znajoma” to nie za skromnie słowo choć przyjaźnią bym też tego nie nazwał może po prostu wystarczy jak określę tę znajomość jako sentymentalna i spójna tokiem myślenia. Nie widzieliśmy się lata mimo, iż mieszkamy niedaleko siebie. Zaprosiła mnie na lunch, przygotowała wykwintny makaron z sosem, chyba suszoną śliwką i krewetkami byłem tak zajęty rozmową, że zapomniałem zapytać jaki to sos dokładnie. Rozmawialiśmy o wielu ciekawych rzeczach, sytuacjach i podróżach po świecie popijając drinka… Jestem dość wymagającym człowiekiem zarówno wymagam bardzo dużo od siebie jak i oczekuje tego od innych może to jest powodem tego, że praktycznie nigdy w życiu nie dostałem prezentu z którego byłbym zadowolony a przecież każdy lubi prezenty… Obiad był nie dość, że pyszny to jeszcze pięknie wyglądał w dodatku znalazłem w nim liść świeżej Bazyli a dla mnie bazylia to jak feromon. Po lunchu był deser który również sama przyrządziła już nie będę pisał jak mi było miło bo po prostu robi to na mnie duże wrażenie a przecież to taka drobnostka – ugotować coś nie tylko dla siebie. Wstała od stołu podeszła do stolika pod ścianą chwyciła pewien przedmiot a następnie wręczył mi go jako good-bye gift . Dostałem prezent! Najbardziej zastanawia mnie jak mogła wpaść na tak genialny pomysł, o takiej tematyce, w ogóle forma jest dość niepodobna a zarazem już podobna do mnie. Zastanawiam się czy trafiła w sedno przez przypadek czy po prostu przeanalizowała sobie moja osobę ale przecież nie widzieliśmy się latami, nie rozmawialiśmy, nie pisaliśmy, nie utrzymujemy kontaktu ze wspólnymi znajomymi… dla mnie to był szok chciałbym się wtedy zobaczyć bo chyba jeszcze nigdy nie miałem takiego uśmiechu na twarzy czułem to. Dostałem książkę Jona Krakauera ‘Wszystko za życie’ wraz ze ścieżką dźwiękową ekranizacji. Dodatkowo tego samego dnia pojechałem z przyjacielem na koncert Portishead i mimo iż byłem już zmęczony i bolały mnie nogi czułem się jak w siódmym niebie. Tak niewiele potrzeba do chwili radości.

niedziela, 3 lipca 2011

Giełda

Dzień jest jak jedna akcja na giełdzie która staje się cenna w momencie gdy skolekcjonujemy ich wiele o pożądanej wartości… Ludzie dzielą się na dynamicznych i na biernych tych którzy kreują i tych którzy konsumują. Chyba każdy człowiek który jest dynamiczny spotkał się kiedyś ze zjawiskiem w swoim mózgu pod tytułem „codzienność”, tych biernych to nie dotyczy bo dla nich to po prostu codzienność, wcale tego nie neguje bo każdy żołnierz sam zna swoje miejsce w szeregu. Doszedłem do wniosku, że tylko wypadki losowe oraz niespisana miłość są wstanie zmusić mnie do wypowiedzenie zaklęcia „nie wiem jak to się stało”. W odróżnieniu od przedstawicieli nauk ścisłych którzy są pożądani w świecie przemysłu i technologii humaniści są w pewnym sensie uwięzieni w klatce gdyż humanista jako jednostka ideologiczna musi mieć na siebie jakiś pomysł. Całe moje życie to jest jeden wielki plan, założone cele, wartościowanie profitów materialnych i niematerialnych, punkty kontrolne, analiza przeszkód i konsekwencji, powołanie w mózgu sztabu szarych komórek do spraw kryzysowych etc. Wiele z moich planów to dość wygórowana półka do której ciężko będzie mi dosięgnąć gdyż to jest coś w rodzaju wyzwania ale miałem/mam też kilka planów które są dość szufladkowe jak na przykład skończyć studia, zrobić kilka kursów i szkoleń dla poszerzenia wiedzy, znaleźć lepszą pracę aby móc się utrzymać niezależnie i w końcu wyprowadzić się od pustej dziewczyny czy pojeździć quadem po górach w Karpaczu. Staram się nie przeinwestować swojej energii i dać sobie zawsze jakieś miejsce na margines błędu. I tu sprzeczność - margines błędu sprawia, że jest łatwiej ale po osiągnięciu założonego celu brakuje mi emocji dlatego wymyślam coraz bardziej wystrzelone w kosmos plany życiowe. Obecnie mam pewien plan i musze przyznać, że dostarczy mi niezłej szkoły i ciężkich chwil natomiast zmieniające się bodźce zewnętrzne są jak kroplówka która podtrzymuje mnie przy życiu. Musze mieć zawsze jakiś pomysł bo inaczej bym się siebie wstydził. Nie zjadłem rozumów i nie wiem wszystkiego po prostu mam prawo do własnego wyboru i rysowania sobie życia. Uważam, że w istnieniu takiego żagla jak ja który spełnia się gdy łapie wiatr najważniejsze jest doświadczenie czyli esencja życia, zmierzenie się z nieznanym, trochę popłynąć, przewrócić się z dwa razy, skaleczyć, rozszarpać sobie ręce potem je zszyć i dalej z kompasem w głowie odkrywać zakątki siebie i otaczające mnie nieznane wody. Nie potrafię siedzieć i wegetować, nie potrafię oddychać w masce, nie potrafię żyć z myślą, że mam założony kaganiec… Staraj się, wyciągaj wnioski, przyznaj się do błędu, zbieraj doświadczenie, nie napinaj się, nie patrz w lustro patrz przed siebie, nie stawaj na wadze stań na wzgórzu rozejrzyj się trochę lub milcz i nie wchodź mi w drogę. Giełda papierów wartościowych miewa wzrosty i spadki taka jest jej „codzienność” lecz biorąc pod uwagę rok, dwa, pięć zawsze ma tendencję wzrostową. Podobnie jest w życiu - zawsze będą lepsze i gorsze dni lecz nie mogę pozwolić sobie na zastój i nudę chce iść przed siebie bo wiem co jest dla mnie dobre i wiem jak to się nazywa doświadczenie, wrażenia i adrenalina.

czwartek, 30 czerwca 2011

Negocjator

Poza fizjologicznymi potrzebami takimi jak jeść czy pić chcemy oddychać z przekonaniem, że jesteśmy bezpieczni. Oczywiście, że nie mam na myśli kamer i security tylko stan ducha, poczucie stabilizacji, przewidywalności i pewności siebie. Mamy też potrzeby akceptacji i zrozumienia w środowisku w którym się obracamy lecz czasami nie mamy na to wpływu bo raczej chore byłoby przeprowadzać testy psychologiczne każdej napotkanej osobie w pracy, szkole, sklepie w gronie znajomych czy innym miejscu spotkań i konwersacji. Poza tymi najważniejszymi mamy potrzebę samorealizacji i tutaj muszę przyznać, że ważne jest nastawienie psychiczne aby nie zachłysnąć się kolorytem i zajebistością bo możemy sobie czasem przez zaślepienie „spalić sprzęgło”. Ja już się zachłysnąłem. Najważniejsze jest wyważanie i odnalezienie w całym schemacie swojego nowego hobby. Masz pasje? Podczas pracy w aktywnym handlu który zajął mi 20% życia zwariowałbym gdybym nie starał się odnaleźć w tym pasji. Czasami wykonując jakiś zawód który jest dość ciężki psychicznie jak na przykład „wciskanie” schorowanej babci wełny czy notebooka z bezprzewodowym Internetem człowiek stara się wyłączyć. Wyłączając siebie wyłączasz swój mózg i system wartości. Dobrze, że nie pracowałem w takiej firmie. Negocjacje zaawansowane są długotrwałym, meczącym procesem i nie każdy ma do tego predyspozycje gdyż poza minimalną schludnością trzeba mieć pewne cechy oraz niezależne od nas detale które nas wyróżniają. Na początku nie lubiłem negocjować lecz z biegiem czasu stało się to moim hobby. Podczas rozmowy z kupcem trzeba wprowadzić swój mózg na 100% wydajności patrzyć rozmówcy bez przerwy w oczy a dodatkowo rozglądać się dookoła badając teren, słuchać uważnie i mówić tylko tyle ile potrafisz usłyszeć. W tej chwili nie jesteś tam ciałem tylko wszystkimi zmysłami. Efekt? kupiec usłyszy to co chce usłyszeć a wiec kupi to co chce kupić wierząc, że zaspokoi jakąś swoją potrzebę. Prawda jest taka, że nie kupił produktu czy też usługi on kupił ciebie. Negocjacje są jak hazard, bywają niebezpieczne i podnoszą adrenalinę czasami możesz stracić wiele ale i tak gdy stawiając w odpowiedniej chwili na jedną kartę słabszy pasuje podczas gdy ty z kamiennym spojrzeniem i brakiem emocji zgarniasz pulę stawiając obserwatorów z marketingu szeptanego w zakłopotaniu. Idzie się uzależnić potem robisz to samo w domu, w kwiaciarni, kupując cebulę w warzywniaku, na uczelni czy czarując kobiety. Potrzeba negocjacji czyli hobby i uzależnienie. W świecie w którym żyjemy nieważne ile masz lat, jak wyglądasz ile masz fakultetów i czy rodzice opłacili ci naukę dwóch języków obcych, ważne jest czy potrafisz się sprzedać.

piątek, 24 czerwca 2011

Absolutorium

Dziś o godzinie 18:00 będę uczestniczył w uroczystości absolutoryjnej, trochę dziwnie bo jeszcze w sobotę i niedzielę mam zajęcia a obrona pracy magisterskiej dopiero we wrześniu - takie sytuacje są możliwe tylko w Polsce. Dziś będę „rzucał czapką” jako, że niebawem uzyskam tytuł magistra kulturoznawstwa o specjalizacji kultura audiowizualna i media, absolwent Wyższej Szkoły Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa w Poznaniu bla bla bla. Osiemnaście lat nauki dla kawałka papieru zwanego przepustką do „lepszego” życia. Jest mi trochę przykro bo żaden z moich rodziców nie pojawi się na tym wydarzeniu które no jakby na to nie patrzeć jest ważne w moim życiu a zdarza się tylko raz. Czuję się trochę jak książka bez ostatniej kropki. Z przypływem chłodu staje się robić coraz bardziej ciepły. Jakoś już tak mam, to znaczy nauczyłem się aby proces adaptacji w różnych sytuacjach przychodził mi dość łatwo, prawie jak szczur który potrafi przeżyć w każdych warunkach. No cóż nie będę się uśmiechał na siłę ale i tak pójdę na to wydarzenie… sam.

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Marzenie egoisty

Każdy ma marzenia dla jednych są ideą a dla innym czymś w rodzaju układu słonecznego lecz skupmy się na tych przyziemnych… żyć w spokoju, mieć dom z białym płotkiem, trochę trawki, pieska, milion dolarów, Porsche w garażu, HBO w ubikacji, brak celulitu lub ponad 25 cm w majtkach od Hugo Bossa i inne materialne zachcianki. Prawie każdy człowiek jest jak wirus grypy – niema na niego prawdziwego lekarstwa bo mutuje. Wirus grypy mutuje a więc zmienia się średnio co 6 tygodni natomiast człowiek potrafi latami tak czy inaczej mamy wspólny mianownik – jesteśmy wstrętną bakterią a gdy nastąpi chwila prawdy szczepionka już nie działa. Przyzwyczajamy się do wszystkiego potem nudzimy a następnie wykonujemy jakiś skrajny manewr. Świat w którym rządzi progres jest dość błyszczący coś z cyklu „oferujemy 5700 zł brutto, samochód, telefon bez limitu minut, assistance, DVD, rolki dla chrześniaka, i sól dla krowy co by więcej piła czyli więcej mleka dawała”. Człowiek chce więcej, pragniemy posiadać, dotykać, widzieć, uwielbiamy się chwalić i narzekać. Cały czas podnosimy sobie poprzeczkę którą będziemy chcieli przeskoczyć za wszelką cenę, za cenę mieszkania które będzie nasze jak już umrzemy! Doszedłem do wniosku, że prawdziwe marzenia są "niczym" nie można ich kupić bo to nie jest produkt czy też usługa. Nie ograniczajmy się nasz świat to nie tylko nasze „JA”. niema rzeczy bardziej przyjemnych na tej planecie jak po prostu dzielić się uśmiechem, jedzeniem, wodą, wspomnieniami, smutkiem, bólem, piaskiem a przede wszystkim ciszą z tymi których cenisz. Fajnie jest mieć kogoś z kim można porozmawiać ale jeszcze lepiej jak można też z nim milczeć. Co ma do tego grypa? Nie chcesz być chory fizycznie to szczep się co 6 tygodni, nie chcesz być chory psychicznie to skasuj egoizm i zadzwoń do przyjaciela.

niedziela, 12 czerwca 2011

Czasem

Czasem czuję się jakbym stał za szybą i patrzył na wszystko z innej przestrzeni w której nagle czas się zatrzymał. Teraz mam czas, w końcu mam czas dla siebie aby zastanowić się co jest dla mnie dobre a co nie, czego potrzebuję i kto jest kim. Czasem dużo słyszę, dużo widzę dużo czuję... czasem nie lubię tego stanu bo uświadamiam sobie ile dookoła jest oślepiających słów, plastiku i przyklejonego uśmiechu. Czasem mam ochotę nie myśleć o tym ale jest to niemożliwe… świadomość jest przerażająca… czasem zastanawiam się, że powinienem ubrać się w większy egoizm bo inaczej nie wplotę w to wszystko większego dystansu. Czasem jest mi przykro gdy czytam ludzi. Czasem myślę, że to nie jest dla mnie to nie ten czas i nie to miejsce. Czasem śmiać mi się chce z lustra i denerwuję się gdy śledzi mnie cień.

czwartek, 9 czerwca 2011

Wynalezienie kłamstwa

Od kiedy zrezygnowałem z telewizji minęły już ponad dwa miesiące trochę ciężko mi się przyzwyczaić dlatego jeszcze dozuję sobie to "uzależnienie społeczne" filmami na DVD. Jakiś czas temu zorganizowałem sobie od przyjaciela film pod tytułem „The Invention of Lying” w tłumaczeniu dosłownych Wynalezienie Kłamstwa. Wczoraj obejrzałem ten film po raz piąty i za każdym razem robi na mnie niesamowite wrażenie. Film jest o świecie w którym wszyscy mówią prawdę, mówią to o czym myślą. Ciekawie są pokazane sytuacje życiowe w których prawda mimo, że trochę bolesna jest przedstawiona w sposób tak naturalny jak wtedy gdy kłamiemy aby nie zrobić komuś przykrości. Naturalne kłamstwo! co za paradoks. Doskonała ekranizacja emocji jakie towarzyszą człowiekowi na twarzy gdy mówi prawdę. Mark Benson główny bohater w wyniku presji pieniężnej przypadkowo odkrył kłamstwo i od tego momentu całe jego życie odwróciło się o 180 stopni. Interesująco jest przedstawiony wątek miłosny, kariera, sława i śmierć bliskiej mu osoby. Dawno nie widziałem tak bogatego filmu i nie mam w cale na myśli budżetu jaki został przeznaczony na produkcję. W filmie niema prawie nic co łączy kinematografię z Hollywood. Główny bohater nie jest przystojny i dobrze zbudowany a w ułamku sekundy staje się najprzystojniejszym, najciekawszym, najpopularniejszym człowiekiem na świecie. Bardzo ciekawa produkcja z przekazem która pozostawia ślad po sobie. Poniżej zamieszczam link do trailera. Gorąco polecam.
The Invention of Lying

środa, 8 czerwca 2011

Dyplomata

Dyplomacja to sztuka której można się nauczyć. Są dwie szkoły polityczna i humanistyczna. Dyplomację polityczną można przyrównać do zMcDononalizowanej gry aktorskiej w której żyjemy utożsamiając się z reżyserem czyli klaunem. Nie jestem zwolennikiem kategoryzowania ludzi, wkładania im do akt tego czego „z reguły” powinniśmy się spodziewać ze względu na miejsce zamieszkania, rasę, sex, wykształcenie czy też wiek ale zazwyczaj taka dyplomacja najskuteczniej działa wśród prostych wieśniaków, rolników po podstawówce. Czy ich obraziłem ? nie! Mam szacunek do każdego kto potrafi mówić i słuchać wiec co ma nazwanie rolnika rolnikiem wspólnego z obrazą? Dlaczego skoro nasz kraj należy do jednych z bardziej wykształconych, inteligentnych społeczeństw starego kontynentu mamy być kukłą lub kaskaderem na czyimś podwórku?! A dlatego właśnie, że Polskie społeczeństwo nadal ma zakorzenione głęboko „chęci posiadania” a prawda jest taka, że od wielu lat już żyjemy w świecie w którym nawet masło jest w leasing. Druga szkoła dyplomacji to zindywidualizowana klasa humanistyczna… to szkoła przekazywania informacji nie zawsze popularnych. Powiedzieć a mówić to jest różnica. Ludzie jako gatunek którego właścicielem jest ziemia to wampir który zjada siebie od środka bo żyjemy w świecie reakcji łańcuchowych tyle, że jesteśmy przecież gatunkiem stadnym. Jak to bywa w grupie jest samiec i są samice ale przede wszystkim bezwarunkowo potrzebujemy lidera. Na śmierć i życie! Dyplomacja polityczna to zapętlony serial a dyplomacja humanistyczna to heroina.

wtorek, 7 czerwca 2011

Intercity

Byłem dziś jakiś 144 raz w Warszawce w celach służbowych i szczerze nadal nie wiem dlaczego inny sikają jak szczeniaki z myślą o karierze w wieelkim mieeście jakim jest nasza stolica. Niema takiej wizytówki która wparłaby mnie na szkło… Jeździłem już do „solycy” samochodami gdzie biłem osobiste rekordy prędkości i z pokorą nabierałem doświadczenia w prowadzeniu auta i nikt nie wciśnie mi kitu, że skoro zrobiłem przez ostatnie pięć lat marne 100 000 km mam mniejsze doświadczenie od kogoś kto przejechał 12 000... Po wielu „ciekawych” sytuacjach drogowych zdecydowanie wolę pociąg i pieprzyć, że czasami się spóźnia ale jaki to jest komfort… zawsze wybieram wagon bez przedziałowy bo A – mniej w nim śmierdzi potem, B – jest więcej przestrzeni na nogi, C- jest mniej duszno, D- czasami można obejrzeć coś ciekawego na wyświetlaczach LCD, E- nikt mnie nie słucha i nie patrzy w telefon/mp3/notebooka. Ale zakończmy ten wstęp… Dziś w pociągu udało mi się zainteresować przypadkową kobietę niczym innym jak dystansem do samego siebie. Śmieszna sytuacja - ja siedzę sobie wygodnie z słuchawkami w uszach po czym jakaś niewiasta dotyka mojego przedramienia i pyta czy nie pomogę jej włożyć walizki na górę. Najpierw spojrzałem na jej gabaryty aby się upewnić czy to nie jest jakiś podstęp i mnie nie podsiądzie i kurcze no wyglądała jak filiżanka Rosenthala z serii Biała Maria – Klasyczna, delikatna, droga i chciało się jej dotknąć ustami… no i sru włączył mi się Herkules łapie za tą walizkę no i niebyła aż taka strasznie ciężka ALE ni cholery przy moim wzroście nie mogłem jej wrzucić na górę ;-) zacząłem się zajebiście głośno z siebie śmiać na cały pociąg pytając ją o drabinę. Stanąłem na fotel i dałem radę a co ;-) dziewczyna podobnie zaczęła śmiać się wprowadzając swoje ciało w drżenie i wirowanie i jakoś tak wyszło, że mimo wielu wolnych miejsc odważyła się zapytać czy może usiąść obok i spędziliśmy 4h ze świecącymi czołami gadając o podróżach po świecie… Spoko delegacja! Pełna śmiechu i interesujących historii polecam pociągi.

niedziela, 5 czerwca 2011

Z cyklu Off The Record

Zdjęcia a fotografia – rejestr a dziedzina sztuki. Biorąc pod uwagę popkulturę opartą na globalizacji dzięki której „narrator” może zarobić pieniądze na ludziach/marionetkach wykonywanie zdjęć stało się czym do czego każdy może mieć dostęp, możliwość. Pytanie brzmi, dla kogo robimy sobie zdjęcia? Niema czegoś takiego jak NASZE ZDJĘCIA, one zawsze są czy czyjeś. Gdy artysta robi zdjęcie to jego jest tylko sposób wykonania oraz wyraz który chce przekazać ale to zdjęcie trafia do nas, odbiorców to my czytamy to zdjęcie według tego co mamy w głowie ile osób tyle interpretacji chyba, że mamy do dyspozycji tłumacza/przewodnika/opis. Artysta nie zrobił tego zdjęcia dla siebie skoro zorganizował wernisaż. Zwykły, przeciętny człowiek który robi zdjęcia a właściwie przekazuje komuś aparat aby ten zrobił mu zdjęcie np. przy wieży Eiffla, obok Meczetu lub też małpy w ZOO nie robi zdjęć (nie myl z czynnością) on je oddaje innym! W zdjęciach chodzi o to kto jest końcowym odbiorcą. Równie dobrze zamiast czerpać baterię w aparacie na dowód mogli byśmy poprosić o pieczątkę w kasie biletowej. Ten przed chwilą opisany człowiek pewnie będzie się mniej cieszył z faktu, że był w Paryżu a bardziej z tego gdy pochwali się zdjęciami wśród znajomych na portalu społecznościowym i policzy komentarze. To są ich zdjęcia nie jego. Jego zdjęcie byłoby wtedy gdyby zarejestrował wieże Eiffla, klęczącego araba czy znudzoną małpę od strony jego oczu, jak to widział, jakie wywarły emocje… Zdjęcia robimy aby zatrzymać chwilę która zwróciła uwagę w naszym życiu a nie czyimś. Ile razy słyszę jestem nie fotogeniczny/nie fotogeniczna… rzecz w tym, że jakość zdjęcia nie zależy od tego jak wyglądamy w stosunku do trendów! Nie ilość pixeli decyduje o jakości zdjęcia czy marka aparatu tylko światło! Zdjęcie kradnie światło a nie naszą „brzydotę”. Ja osobiście nie lubię gdy ktoś robi mi zdjęcia, nie będę przecież pozował a więc jak chcesz zrobić dla mnie zdjęcie to zrób je tak abym był pochłonięty czymś innym a nie obiektywem w przeciwnym wypadku będziesz mieć moje zdjęcie i nie waż się mi go wysyłać! Jest Twoje. Każda kobieta chce mieć piękne zdjęcia… cóż to jest za okłamywanie się! Ostatnio ktoś pokazał mi zdjęcia odpowiedziałem „grafik podciągnął Ci policzki, opalił Cię, wciął w talii i usunął ozdoby – pieprzyki z nosa, więc może pokażesz mi swoje zdjęcie?” zakończyło się na fochu bez argumentów.

sobota, 4 czerwca 2011

Taką żonę !

Wczoraj spotkałem się z przyjacielem poszliśmy wypić ciepłą, weselną wódkę nad Wartę no i cóż, poopowiadaliśmy sobie jakieś tam historię i nawet się nie zorientowałem kiedy zaszło słońce ale to tylko słowem wstępu. Przed 22:00 przyszła do nas jego koleżanka z czwartych studiów. Oczywiste, że na niego leci bo jaka dziewucha jechałaby o tej godzinie zostać pogryzioną przez pierdolone komary i pić ciepłą wódkę nad śmierdzącą, brudną Wartą w dodatku sama bez konkurentki. Nie jest kanonem dobrze wychudzonej kobiety którą mogłyby sprzedać media, design ma średni w pień ALE… jeszcze nigdy nie spotkałem tak elokwentnej, sympatycznej dziewczyny która naprawdę ma coś do powiedzenia MAŁO TEGO! wie jak mówić, jak akcentować i jak dobierać słowa MAŁO TEGO! jej barwa głosu sprawia, że miałem ochotę na wszystko! Po prostu można jej słuchać. Spotkałem na swojej drodze już „kilka egzemplarzy” płci przeciwnej ale no jeszcze żadna nie wywarła na mnie takiego wrażenia wymiatając wszystkie rakiety w wyścigu szpilek na tej planecie okładek! Ona nie była zabawna, nie miała figury, nie miała świetnych włosów i lśniących kolczyków, nie widziałem w niej nic co by mnie urzekło patrząc okiem prehistorycznego mężczyzny nawet nie czułem jak pachnie a węch mam dobry ALE przez to jak mówiła była najpiękniejszą dziewczyną jaką miałem przyjemność kiedykolwiek poznać.

czwartek, 2 czerwca 2011

22:56

Tak sobie myślę, że humanizm to jest taki trzeźwy trans, stan skupienia na rozmytej palecie kolorów. Wszystko nie trzyma się kupy a zarazem pociąga za kluczowe sznurki przyciągające sploty. Weźmy prosty akademicki przykład - Ekonomista korzysta ze ściągi a humanista ze skondensowanej wartości merytorycznej utrwalonej na nośniku o niewielkiej powierzchni. Ten autorki „banał” to jest dowód na to, że nie progres gospodarczy jest energią lecz potencjał językowy i dozowanie wartości podczas łatwości wypowiadania słów. To komunikatywność jest Królem, język szablą a dykcja i intonacja dyktatorem. A więc kto rządzi światem? dolar czy energia? Kto ma kryzys? kto ma charyzmę we krwi a nie w portfelu?

Samotna sypialnia

Miewam ostatnio złe sny. Może to dlatego, że od jakiegoś czasu kompletnie nie dbam o to czy śpię w sypialni czy przed telewizorem na średnio wygodnej kanapie. Zdarz mi się zasnąć w ubraniu, z laptopem na kolanach lub przy włączonym świetle. Cały czas jestem niewyspany zasypiam prawie codziennie około godziny 20:30 – 21:00 i budzę się o 7:00 następnego dnia. Miałem sen w którym śniła mi się niezapowiedziana wizyta moich rodziców którzy na co dzień mieszkają w Niemczech – zdarzały im się już takie akcje. Sen był tak realny, że obudziłem się mokry wstałem w ułamku sekundy, wszedłem do drugiego pokoju i powiedziałem „pościel jest w praniu!”. Po chwili dotarło do mnie, że to był sen i zmieszany położyłem się spać dalej. Rano o wszystkim zapomniałem przypomniało mi się po kilku dniach gdy miałem kolejny sen. Śniła mi się wojna akcja rozgrywała się na wsi tam gdzie będąc dzieckiem jeździłem na wakacje do dziadków. Strzelanie, okręty wojenne, czołganie się, uciekanie, chowanie… Mimo, że to trochę bajkowe to sprawdziłem w senniku znaczenie kluczowych haseł i parę dni później sprawdziło się. Od dziś kładę się spać jak należy lub w ogóle.

środa, 1 czerwca 2011

Progres wtórny

Pośpiech, wyścig szczurów! Bankiety, krawaty, konferencje, eventy, spinki do mankietów, wizytówki, fajne samochody, dziewczyny bez imienia, routexy, laptopy, iPhone. W niewielkim stopniu ale musiałem sam się przekonać, że pieniądze szczęścia nie dają i nie prawda, że pomagają je osiągnąć bo to tylko chwilowe złudzenie które trwa tyle ile człowiek ma oszczędności a jeśli ma za dużo w wyniku wygranej w lotto lub spadku po cioci z ameryki to szczerze współczuję emocjonalnego wiezienia. Szczęście jest czymś czego nie mogę dotknąć, rozmienić na drobniejsze, przelać na konto, ubrać na siebie, zjeść, przejechać czy zrobić temu zdjęcie. To stan ducha który mogę kontrolować, tkwi w mojej głowie tylko muszę odgrzebać to „coś” zasypane codziennymi śmieciami, sprawami które instalują mi system. Czy jeśli będę miał Astona Martina DB9, cztery mieszkania i gadżetów więcej niż 007 to w momencie gdy będę po prostu głodny chleb będzie smakował inaczej? Wiatr będzie inny? Trawa bardziej prawdziwa? Kobiety szczere i naturalne? Zapach lasu się zmieni? Pies będzie się cieszył bardziej na mój widok? Spacer będzie innym spacerem? Ulubiona muzyka będzie bardziej ulubiona?

wtorek, 31 maja 2011

Złapać oddech

Od dłuższego czasu mam ochotę spędzić kilka chwil ze swoim ciałem w interesujących i alternatywnych miejscach. Zmieniające się widoki, dźwięki, zapachy, przedmioty i kolory… poczuć coś innego niż codzienność. Od zawsze mam cechę którą przypina się do ludzi z tak zwanej osi X a mianowicie strasznie mi się spieszy i chyba trzeba trochę wyluzować bo oszaleję. Jest wiele cudownych miejsc i wydarzeń kulturowych dookoła mnie a z braku czasu niestety wszystko to przepuszczam jak wiatr przez palce. Musze koniecznie naładować baterie bo zwariuje! Na razie zaliczyłem wystawię Plakat Musi Śpiewać w Muzeum Narodowym w Poznaniu. Czekam z niecierpliwością na Malta Festival, potem Festiwal światła SKYWAY w Toruniu muszę tam być! A teraz czas na lunch i piwo w KontenerART nad Wartą gdzie dotrę spacerkiem 2-3 km/h

poniedziałek, 30 maja 2011

Romantyzm

„Człowiek uczy się całe życie” nie każdy się nad tym zastanawia bo dla większości to zwykła, znana regułka pośród codzienności zaślepionej systemowym bytem. Dziś nauczyłem się kolejnego skrawka siebie a mianowicie dotarło do mnie, że jestem romantykiem. Romantyzm ma wiele płaszczyzn dziś bezwzględnie, bez pytania byłem zmuszony wdrożyć w sobie tę związaną z emocjami cierpień najbliższych mi osób a jeśli do tego dołączyć jeszcze empatię której nienawidzę w sobie to w sumie można powiedzieć, że „dźwigam” razem z nimi. Oddał bym wszystko! Czuje się źle bo chciałem dobrze ale to w sumie to moja wina. Prawie tysiąc kilometrów stąd Ojciec ma nogę w gipsie na sześć tygodni czyli bezpłatna egzystencja rodziców i młodszego brata pośród świata faktur, presji i zobowiązań.

niedziela, 29 maja 2011

Inaczej

Wytrzeźwiałem. Poszedłem na uczelnie przeprowadzić prezentację na temat Europy Regionów w procesie integracji europejskiej zrobiłem to inaczej niż do tej pory a mianowicie nie improwizowałem, nie było zabawnie, nie było dyplomatycznego gadania o wszystkim i o niczym, nie było gestykulowania, intonacji, wybić, chodzenia po sali… włączyłem prezentację zrobioną w PP a następnie omówiłem cały temat. Czułem na sobie spojrzenie dosłownie wszystkich spragnionych czegoś co rozbawi, szokuje, daje temat do opowieści, zatyka, powoduje wytrzeszcz oczu, niweluje nudę. Rozczarowali się. Prezentacja była 15 minutowym, konkretnym, skondensowanym materiałem merytorycznym.
Najlepsze Blogi