niedziela, 17 lipca 2011

Relaks

Hmm dawno niemiałem tak czysto w głowie. Czuje się trochę jakbym narodził się na nowo z zerowym kontem problemów. Myślałem, że ciężej będę przechodził proces adaptacji w nowym otoczeniu a czuje się właściwie „jak w domu”. W końcu mam czas dla siebie, na pracę, na relaks dosłownie mam czas na wszystko i nawet zacząłem gotować. Strasznie tu cicho i pięknie dookoła góry, ogrody, zamki, lasy, będzie co zwiedzać...idealne miejsce na plener z winem, spacer nad Renem lub przejażdżkę kabrioletem po krętych drogach w słoneczny dzień...

piątek, 15 lipca 2011

Na start

Z lotniska odebrał mnie ojciec po czym po dwu godzinnej jeździe dojechaliśmy do mieszkania w którym mój pies, AKA Czarek prawie zwariował z radości cyklicznie skacząc mi na genitalia… chciałbym aby kiedyś ktoś rasy ludzkiej, płci żeńskiej cieszył się tak na mój widok gdy wracam do dom, no może bez tego skakania po genitaliach ;) Oficjalnie przejąłem pokój mojego brata z którym się minąłem gdyż poleciał do Polski i będzie od września chodził do Liceum. Mam wygodne wielkie łoże, w końcu prysznic z ciepłą wodą, lodówka pełna jedzenia, trawka za oknem, rzeczka, lasek etc. Pierwszy dzień spędziłem na przyzwyczajaniu się do tego, że dzień jest dłuższy, jest trochę cieplej, powietrze inaczej pachnie i ogólnie wszyscy się uśmiechają słodko aż do przesady… od środy już zacząłem pracować – pobudka 5:00, toaleta, szybka czarna mocna kawa, znowu toaleta, ubieram uniform z zainstalowanym ołówkiem i calówką w prawej nogawce poczym o 5:45 wsiadam do samochodu którym jadę 6 km aby od 6:00 zacząć pracę już na pełnych obrotach. Obecnie remontuje skromne stu dwudziesto metrowe mieszkanie jakiemuś człowiekowi imieniem Denis którego żona wyrzuciła ze wspólnego życia i dała dwa tygodnie na wyprowadzkę… o 14:00 jest pyszny lunch i co się z tym łączy ok. 15 min przerwy. W ciągu całego dnia Denis a właściwie jego babcia przynosi mi kawę i za słodkie czekoladki ale obiecałem sobie, że ich już nie dotkanę. O godzinie 18:00 kończę pracę wracam do domu zmęczony tak, że nie mam siły rozmawiać. Dziś trzeci dzień tego szoku dla mojego zasiedziałego przed służbowym biurkiem ciała, jutro i w niedzielę też do pracy z tym, że wyjątkowo po 10 a nie 12 godzin. Ogólnie rzecz biorąc jest lepiej niż się spodziewałem, dużo się uczę, dużo nowości, dużo przyswajam nowych słów po niemiecku, sytuacyjnie rozumiem co do mnie mówią a nawet otwieram już usta składając proste zdania. Pomijam fakt, że wszystko mnie boli jak cholera a najbardziej nadgarstki bo wkręciłem wczoraj 485 śrub w sufit choć stopy też są do wymiany gdyż dziś biegając po drabinie zrobiłem chyba z 5 kilometrów. Najbardziej szokujące jest to, że jak do tej pory zarobiłem więcej pieniędzy niż wynosi minimalna krajowa w kochanej Polsce! Od tej pracy pewnie będę miał garba ale jak to się mówi lepiej mieć garba na plecach niż na garba na mózgu.

poniedziałek, 11 lipca 2011

Export

…godzinę temu pożegnałem się z brzegiem Warty nad którą spędziłem wiele lat swojego życia… Postanowiłem eksportować swoje ciało bo duchem już od dawna jestem gdzieindziej. Od dłuższego czasu o tym myślę lecz przeszkadzała mi w tym racjonalna kotwica zwana zaocznymi studiami. Teraz gdy już ukończyłem edukację żadne cumy nie utrzymają tej siły emocjonalnej która mnie ciągnie pod prąd. Nie chce zmienić ubrania, portfela, telefonu, perfum czy przyjaciela chce zmienić źródło wody, miejsce zamieszkania, powietrze, chce poznać język, inną mentalność i kulturę. Muszę przyznać, że przez ostatnie pięć lat docierałem się metodą prób i błędów licząc tylko na własne ręce aby móc spojrzeć na siebie z przekonaniem, że wiem czego chce. Już wiem. Jest to bardzo skomplikowane ale mam nadzieję, że nic mi nie przeszkodzi w dążeniu co celu. Przez pięć lat byłem już specjalistą ds. reklamy, account managerem, marketing & sales managerem, menedżerem działu reklamy, koordynatorem sprzedaży a nawet przez chwilę redaktorem prowadzącym. Krótko?! Cieszę się, że tylko tyle, że już wiem czego się spodziewać, cieszę się, że spróbowałem tego a mam zaledwie 25 lat. Pewnie zupełnie inaczej byłoby gdybym studiował dziennie na garnuszku u rodziców zaczynał karierę od roznoszenia ulotek w wieku 26 lat, potem kelner i szeregowy w korporacji w wieku 30 lat na infolinii. Pewnie doszedł bym do wniosku, że teraz sensem jest kredyt, dziecko i żona byle ładna. Tak to jest gdy ktoś zaczyna grać w młodym wieku w brydża podczas gdy inni macają bierki. Straciłem trochę niewinnej sielanki… strasznie trudny to był dla mnie okres choć sam tego chciałem. Hotele, bankiety, krawaty, wizytówki, spinki do mankietów, garnitury… FAJNIE?!... niebanalne samochody, gale, konferencje, ą ę, w portfelu zawsze było trochę miedzi LECZ nie wszystko złote co się z wierzchu świeci. Rzucam to! Z własnego wyboru dziś o godzinie 16:40 wsiadam w samolot opuszczam kraj i będę pracował fizycznie na budowie. Ze skrajności w skrajność, ubrudzę sobie ręce ale oczyszczę swój umysł. Nie wyjeżdżam dla pieniędzy bo i tak zarobię tyle samo ile zarabiałem w domu, w Polsce… w sumie to gdzie jest nasz dom? Zazwyczaj nasz dom jest tam gdzie nasza najbliższa rodzina więc mogę powiedzieć, że wracam do domu… To jest początek mojego planu.

czwartek, 7 lipca 2011

Ludzkie wady

Wiele razy usłyszałem w swoim kierunku zdanie pytające „proszę wymienić swoje wady” zdałem sobie sprawę jak trudne było to dla mnie pytanie lecz w obecnym wolnym czasie który sobie ofiarowałem zacząłem się nad tym głębiej zastanawiać i doszedłem do wniosku, że mam ich mnóstwo. Bardzo pozytywne jest uczucie dystansu i krytyki w stosunku do samego siebie. Nie wiem czy można do zaliczyć do wad pewnie na forum zdania byłyby podzielone lecz uważam, że jestem bezczelny, mam cięty bezwzględny język i raczej nie dbam o Public Relations. Jestem z pod znaku ryb, ryby są dwie co można zrozumieć jako dwie twarze lub zmienność nastrojów, Mam syndrom palacza mostów, jestem mściwy i pamiętliwy a ujął by to tak – krew za krew, praca za prace, szacunek za szacunek, słowo za słowo, miłość za miłość, nic za nic. Jestem ufny i naiwny są to dwie wady które często mam pecha zauważyć podczas biegu życia gdyż inwestuje w otwartość i zawsze dostaje po dupie ale pamięć mam dobra i zemsta jest słodka a przychodzi w moim przypadku zawsze. Czasami udaje głupka dla uzyskania korzyści. Wkurwiam się, wkurwiam się na jony które kumulują idiotów, krótkowzroczność, brak wyrozumiałości, płytkość, egoizm, płaskość pokrytą wazeliną. Jestem niesystematyczny i szybko się nudzę a ironia mam na drugie. Nie cierpię się podporządkować i stać w szeregu na baczność. Na pewno jedną z moich wad jest to, że jestem marzycielem bo jestem też przedsiębiorczy a jak przedsiębiorczy człowiek może być marzycielem?! Sprzeczność jak cholera jedno z drugim nie idzie w parze. Jestem uparty ale nie jak osioł raczej jak masochista prędzej odetnę sobie rękę z uśmiechem niż zmienię swój punkt myślenia jeśli wiem, że racja jest po mojej stronie. Jestem empatykiem jedni zaliczą to do zalet inni do wad jak na razie nic dobrego w życiu empatia mi nie przyniosła raczej same nieprzyjemności więc zaliczam do wad. Jestem romantycznym idiotą który poświęci życie dla idei. Jestem aktorem i cwanym szczurem który znajdzie lukę w systemie aby ułatwić sobie żywot. Jestem rozrzutny gdyż nie szanuje pieniędzy a bywają chwile gdy mi ich brakuje. Mam więcej ambicji niż wzrostu trochę za bardzo do przodu. Nie znam terminu pokora bo uważam, że niema na nią jeszcze czasu w moim życiu. Czasami zachowuje się jak zwierze, prostak i narzekający, niechlujny włóczęga. Jestem wulgarny, nieokrzesany i rzadko jest mi wstyd… HURT-Załoga G

Książka

Wczoraj spotkałem się z ze starą znajomą z czasów podstawówki, choć w sumie nie wiem czy „znajoma” to nie za skromnie słowo choć przyjaźnią bym też tego nie nazwał może po prostu wystarczy jak określę tę znajomość jako sentymentalna i spójna tokiem myślenia. Nie widzieliśmy się lata mimo, iż mieszkamy niedaleko siebie. Zaprosiła mnie na lunch, przygotowała wykwintny makaron z sosem, chyba suszoną śliwką i krewetkami byłem tak zajęty rozmową, że zapomniałem zapytać jaki to sos dokładnie. Rozmawialiśmy o wielu ciekawych rzeczach, sytuacjach i podróżach po świecie popijając drinka… Jestem dość wymagającym człowiekiem zarówno wymagam bardzo dużo od siebie jak i oczekuje tego od innych może to jest powodem tego, że praktycznie nigdy w życiu nie dostałem prezentu z którego byłbym zadowolony a przecież każdy lubi prezenty… Obiad był nie dość, że pyszny to jeszcze pięknie wyglądał w dodatku znalazłem w nim liść świeżej Bazyli a dla mnie bazylia to jak feromon. Po lunchu był deser który również sama przyrządziła już nie będę pisał jak mi było miło bo po prostu robi to na mnie duże wrażenie a przecież to taka drobnostka – ugotować coś nie tylko dla siebie. Wstała od stołu podeszła do stolika pod ścianą chwyciła pewien przedmiot a następnie wręczył mi go jako good-bye gift . Dostałem prezent! Najbardziej zastanawia mnie jak mogła wpaść na tak genialny pomysł, o takiej tematyce, w ogóle forma jest dość niepodobna a zarazem już podobna do mnie. Zastanawiam się czy trafiła w sedno przez przypadek czy po prostu przeanalizowała sobie moja osobę ale przecież nie widzieliśmy się latami, nie rozmawialiśmy, nie pisaliśmy, nie utrzymujemy kontaktu ze wspólnymi znajomymi… dla mnie to był szok chciałbym się wtedy zobaczyć bo chyba jeszcze nigdy nie miałem takiego uśmiechu na twarzy czułem to. Dostałem książkę Jona Krakauera ‘Wszystko za życie’ wraz ze ścieżką dźwiękową ekranizacji. Dodatkowo tego samego dnia pojechałem z przyjacielem na koncert Portishead i mimo iż byłem już zmęczony i bolały mnie nogi czułem się jak w siódmym niebie. Tak niewiele potrzeba do chwili radości.

niedziela, 3 lipca 2011

Giełda

Dzień jest jak jedna akcja na giełdzie która staje się cenna w momencie gdy skolekcjonujemy ich wiele o pożądanej wartości… Ludzie dzielą się na dynamicznych i na biernych tych którzy kreują i tych którzy konsumują. Chyba każdy człowiek który jest dynamiczny spotkał się kiedyś ze zjawiskiem w swoim mózgu pod tytułem „codzienność”, tych biernych to nie dotyczy bo dla nich to po prostu codzienność, wcale tego nie neguje bo każdy żołnierz sam zna swoje miejsce w szeregu. Doszedłem do wniosku, że tylko wypadki losowe oraz niespisana miłość są wstanie zmusić mnie do wypowiedzenie zaklęcia „nie wiem jak to się stało”. W odróżnieniu od przedstawicieli nauk ścisłych którzy są pożądani w świecie przemysłu i technologii humaniści są w pewnym sensie uwięzieni w klatce gdyż humanista jako jednostka ideologiczna musi mieć na siebie jakiś pomysł. Całe moje życie to jest jeden wielki plan, założone cele, wartościowanie profitów materialnych i niematerialnych, punkty kontrolne, analiza przeszkód i konsekwencji, powołanie w mózgu sztabu szarych komórek do spraw kryzysowych etc. Wiele z moich planów to dość wygórowana półka do której ciężko będzie mi dosięgnąć gdyż to jest coś w rodzaju wyzwania ale miałem/mam też kilka planów które są dość szufladkowe jak na przykład skończyć studia, zrobić kilka kursów i szkoleń dla poszerzenia wiedzy, znaleźć lepszą pracę aby móc się utrzymać niezależnie i w końcu wyprowadzić się od pustej dziewczyny czy pojeździć quadem po górach w Karpaczu. Staram się nie przeinwestować swojej energii i dać sobie zawsze jakieś miejsce na margines błędu. I tu sprzeczność - margines błędu sprawia, że jest łatwiej ale po osiągnięciu założonego celu brakuje mi emocji dlatego wymyślam coraz bardziej wystrzelone w kosmos plany życiowe. Obecnie mam pewien plan i musze przyznać, że dostarczy mi niezłej szkoły i ciężkich chwil natomiast zmieniające się bodźce zewnętrzne są jak kroplówka która podtrzymuje mnie przy życiu. Musze mieć zawsze jakiś pomysł bo inaczej bym się siebie wstydził. Nie zjadłem rozumów i nie wiem wszystkiego po prostu mam prawo do własnego wyboru i rysowania sobie życia. Uważam, że w istnieniu takiego żagla jak ja który spełnia się gdy łapie wiatr najważniejsze jest doświadczenie czyli esencja życia, zmierzenie się z nieznanym, trochę popłynąć, przewrócić się z dwa razy, skaleczyć, rozszarpać sobie ręce potem je zszyć i dalej z kompasem w głowie odkrywać zakątki siebie i otaczające mnie nieznane wody. Nie potrafię siedzieć i wegetować, nie potrafię oddychać w masce, nie potrafię żyć z myślą, że mam założony kaganiec… Staraj się, wyciągaj wnioski, przyznaj się do błędu, zbieraj doświadczenie, nie napinaj się, nie patrz w lustro patrz przed siebie, nie stawaj na wadze stań na wzgórzu rozejrzyj się trochę lub milcz i nie wchodź mi w drogę. Giełda papierów wartościowych miewa wzrosty i spadki taka jest jej „codzienność” lecz biorąc pod uwagę rok, dwa, pięć zawsze ma tendencję wzrostową. Podobnie jest w życiu - zawsze będą lepsze i gorsze dni lecz nie mogę pozwolić sobie na zastój i nudę chce iść przed siebie bo wiem co jest dla mnie dobre i wiem jak to się nazywa doświadczenie, wrażenia i adrenalina.
Najlepsze Blogi