wtorek, 28 sierpnia 2012

Barcelona

Z Wenecji samolotem dostałem się do Barcelony na lotnisko El Prat. W informacji turystycznej dowiedziałem się jakim autobusem dojechać do centrum, dostałem też mapę miasta czyli właściwie już miałem wszystko co jest mi potrzebne do poruszania sie po mieście. Na początku musiałem dostać się do hotelu który wcześniej zarezerwowałem. Dość ciekawe jest to iż hostele w tym czasie były droższe od *** hotelu NH co bardzo mnie zdziwiło. O godzinie 15:00 już zameldowałem się na miejscu wziąłem prysznic i wyruszyłem w miasto. Moim celem na popołudnie była wizyta na piaszczystej plaży z lokalnym winem które udał mi się kupić za 1€. Nie miałem pieniędzy na taxi i autobusy czy też metro a wiec dystans 10km na plażę pokonałem pieszo. Po dwóch godzinach szybkiego marszu z dość ciężkim plecakiem dostałem się nad morze śródziemne z pełnym uśmiechem na twarzy.
…na piasku otoczony szumem fal…
Nie miałem korkociągu do wina a więc klasycznie wcisnąłem korek do środka butelki i nie ukrywam byłem z siebie dumny bowiem według mnie w życiu liczy się efekt a nie metoda. Gdy zgłodniałem pojawił się kolejny problem a mianowicie potrzebowałem noża do przekrojenia bagietki i posmarowania pasztecikiem oczywiście mogłem sobie poradzić palcami ale stwierdziłem, że nóż, widelec i łyżeczka na pewno jeszcze się przyda. Aby zdobyć wyżej wymienione przedmioty bezgotówkowo przeszedłem się promenadą wstępując do różnych knajp typu fast food i z jednej wyniosłem widelec plastikowy z innej nóż i serwetki a z trzeciej łyżeczkę. Gdy już się najadłem a raczej zapchałem wypiłem całą butelkę wina na pustej plaży blisko północy. Miałem kilka godzin na rozmyślanie nad różnymi sprawami i muszę powiedzieć, że bardzo się zrelaksowałem/upiłem a przede mną jeszcze powrót do hotelu…
Na drugi dzień postanowiłem zobaczyć katedrę La Sagrada Familia. Odpaliłem nawigację w swoim telefonie który wyznaczył mi najkrótszą trasę oczywiście pieszo.
Przeszedłem dwa kilometry i muszę przyznać, że otoczenie zaczęło mnie mocno niepokoić gdyż logicznie myśląc katedra jest zazwyczaj w centrum miasta a ja byłem na peryferiach Barcelony. Jak się okazało nawigacja wyznaczyła dobrą trasę lecz ta najkrótsza prowadziła przez góry!
Przede mną ok. 6km górzystej wędrówki, temperatura sięga trzydziestu sześciu stopni a woda skończyła mi się zanim jeszcze zacząłem wdrapywać się na wzgórze.
Po 5 godzinach błądzenia po lasach, piaszczystych szlakach, zboczach ubranych w rośliny przypominające kaktusy dotarłem na szczyt. Widok przepiękny, było widać całą Barcelonę, morze a z drugiej strony liczne wzgórza.
Wszystko byłoby porządku gdyby nie dokuczał mi brak wody byłem w tych górach zupełnie sam nie spotkałem ani jednej żywej duszy, żadnego sklepu zupełnie nic. Miałem wrażenie, że wypociłem już znaczną część wody ze swojego organizmu gdyż zaczęła mnie boleć głowa i nerki słabłem z każdym kwadransem a oddech miałem mocno przyspieszony.
Zamiast katedry pojawił się nowy pierwotny cel – znaleźć wodę.
Szedłem przed siebie kolejne kilometry a gdy nawigacja poinformowała mnie iż jestem u celu zorientowałem się, że jestem tak naprawdę w czarnej dupie. Musiałem popełnić jakiś błąd wyznaczając współrzędne gdyż zamiast widoku miasta miałem przed oczyma górzysty bezkres.
Mocno dokuczał mi brak wody jak nigdy w życiu lecz w końcu na drodze zauważyłem znak kierujący do restauracji oddalonej o 1,5 km pomyślałem, że na pewno mają wodę. Gdy dotarłem na miejsce okazało się, że restauracja jest zamknięta i muszę wracać powrotem na szlak. Nagle na drodze z krzaków wyszedł jakiś mężczyzna który był z psem na spacerze co nie ukrywam bardzo mnie ucieszyło. Zaczepiłem go i zapytałem czy wie gdzie mogę zdobyć wodę odpowiedział, że tylko w sklepie który jest na samym dole w mieście. Zapytałem go czy gdzieś tu mieszka w pobliżu i czy mógł by mi uzupełnić moją butelkę wodą z kranu – zgodził się. Zaprowadził mnie do swojego domu i wyciągnął z lodówki zimną puszkę Pepsi oraz zimną butelkę wody. Chciałem mu zapłacić ale nie chciał pieniędzy poinformował mnie gdzie jestem i dał mi bardziej czytelną mapę Barcelony. Okazało się, że jestem zupełnie w przeciwnym kierunku a do katedry mam jakieś 8,5 km.Po dwóch godzinach marszu przez puste sjestujące miast udało mi się w końcu dotrzeć do celu. Wykończony całym dniem zasnąłem na trawie w parku nieopodal katedry.
Następnego dnia zwiedzałem pozostałe ciekawe miejsca których nazw nie pamiętam choć gdyby ktoś mnie zapytał czy byłem w jakimś miejscu „x” to odpowiedział bym, że tak bo przeszedłem całą Barcelonę wzdłuż i wszerz.
Nie miałem wiele pieniędzy na całą podróż którą sobie zaplanowałem mój budżet wynosił niewiele ponad 10€ na jeden dzień. Nie jadałem w restauracjach raczej starałem się kupić coś w supermarkecie i takim sposobem udało mi się za 3€ kupić bagietkę i jakiś pasztet który starczył mi na dwa dni czyli jak widać mocno oszczędzałem. Na mieście znalazłem studzienki z wodą którą piłem a więc nie wydałem poza winem na napoje ani jednej euro monety. Ogólnie w całej Barcelonie pachnie marihuaną ale dosłownie wszędzie na plaży w kiblach w hotelu na przystankach w sklepach w górach no kurw wszędzie. Zaczepiało mnie też kilku homoseksualistów z propozycją drinka lub oprowadzenia po mieście lecz nie skorzystałem.
Trzeciego dnia pobytu w Hiszpanii musiałem się dostać na lotnisko w Gironie oddalonej o 100km z której miałem samolot do Marrakeshu w Maroko.

Hiszpania

czwartek, 9 sierpnia 2012

Wenecja

Jestem w Wenecji. Wczoraj dojechalem pociagiem do Wroclawia a nastepnie autobusem na lotnisko. Autobus zatrzymal sie na przystanku widze przez okno lotnisko wiec wysiadam i zmierzam do wejscia glownego… zatrzymali mnie zolnieze z bronia i poinformowali mnie ze to jest teraz lotnisko przejete przez wojsko i musze sie udac na inne lotnisko – mysle sobie O Kurwa bo samolot startuje zaraz tylko pytanie teraz gdzie jest inne lotnisko. Okazalo sie ze kilkakilometrow dalej wiec dalem rade bo akurat podjechal autobus…
Przed 20.30 bylem juz w Wenecji-Traviso czyli jakies 30km od wyspy ale udalo mi sie jeszcze w samolocie kupic bilet od obslugi na autokar. Na miejscu znalazlem wadna taksowke i doplynalem po trudach rozszyfrowania niby czytelnego rozkladu w okolice placu sw. Marka. Od Marka do Hostelu mialem jakies 600-800m, mialem wydrukowane mapy, mialem GPS w telefonie ale mimo to zabladzilem. Pytalem ludzi z calego swiata o droge lecz nikt nic nie wiedzial. Ostatecznie gdy wybila polnoc zadzwonilem do hostelu gdyz recepcja byla czynna do 23.00. Wytlumaczyli mi przez telefon gdzie jest jakas znana restauracja i powiedzieli ze ktos tam po mnie wyjdzie. Bylem juz zmeczony jak cholera, spocony i troche zestresowany lecz udalo sie. Wyszedl pomnie nijaki John i jakas sliczna dziewczyna. W recepcji okazalo sie ze jakas Chinka zarzadza papierami i okazalo sie ze niema miejsca dla mnie wiec zaprowadzila mnie do innego hostelu oddalonego o jakies 2 km. To bylo bardzo ciekawe 2000m spacerowania po polnocy z dziewczyna o azjatyckiej urodzie. Uliczni, zakrety, mostki i rozmowa o tym co ona wlasciwie tu robi. Okazalo sie ze wyjechala na studia z Chin do Paryza ale rzuciala studia i zaczela jezdzic po europie nielegalnie, ostatnim miejscem w jakim byla to wlasnie Wenecja i tu w tym samym hostelu w ktorym nocowala znalazla prace. Zaprosilem ja oczywiscie na drinka czy tam kawe ale odmowila powiedziala ze to ona zaprasza mnie dzis w nocy na spacer – gdzie to nie wiem ale moze byc ciekawie.

Teraz zrobilem sobie przerwe na lunch i podladowanie baterii w aparacie i kamerze i jak widac pozwolilem sobie poglaskac hostelowego notebooka.

Wrazenia po pierwszym dniu ? Juz dawno zabladzilem psychicznie a teraz bladze miedzy ulicami cialem. Prawdziwy dyskurs. Miasto przepiekne, zaczarowane, troche smierdzi ale da sie przezyc. Buty mnie obtarly jak dziwke w kosciele i jestem bardzo zadowolony z 12 osobowej ekipy ktora mam w pokoju. Dzis wieczorem przez spacerem z ta Chinka jeszcze obiecalem wszyskim ze poczestuje ich polska wodka ktora kupilem na lotnisku.

Jutro o 8.00 opuszczam Wenecje i lece do Barcelony

Włochy | Wenecja

Przepraszam z bledy w pisowni ale wloski komputer nie sprawdzi mi ortografii.

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

W drogę

To już dziś. Tak jestem podekscytowany, że nie mogę spać. Dziś zaczynam swój Trip o którym pisałem kilka postów temu, za kilkanaście godzin mam samolot z Dortmund do Poznania. W Poznaniu spotkam się z przyjacielem, wypijemy wódkę i pogadamy ‘o kosmosie’ jak zwykle a na drugi dzień będę musiał trochę zmodyfikować logistykę mojej prawie trzytygodniowej podróży bowiem nastąpiły pewne zmiany/komplikacje. Dostałem maila od Ryanair’a, że muszą zmienić wylotu z Marrakeszu do Walencji gdyż trwa Ramadan. Z jednej strony zajebiście gdyż poznam trochę religijną stronę Marokańczyków a z drugiej przesrane, dlaczego przesrane napiszę później a teraz przypomnę może czym jest Ramadan. To nic innego jak Muzułmańskie święto które trwa cały miesiąc od świtu do zmierzchu. Muzułmanie w czasie Ramadanu nie mogą spożywać pokarmu, pić alkoholu, uprawiać seksu ani palić papierosów od świtu do zmierzchu. Po zachodzie słońca zaczyna się biesiadowanie. Jako, że będę miał przyjemność przebywać w tym okresie w Maroko mam zamiar uszanować kulturę tego kraju bez względu na moje pochodzenie oraz wyznanie i również zastosuję się do muzułmańskiego postu.
W czasie Ramadanu wiele sklepów może być pozamykanych a komunikacja może działać w trybie świątecznym lub zupełnie może nie być zgodna z harmonogramem lub w ogóle może nie działać. I tutaj właśnie mam przesrane – w pewnym momencie podczas mojej podróży po północno zachodniej Afryce znajdę się na Saharze przy granicy z Algierią w najgorętszym miesiącu i niestety bez jakiegokolwiek środka transportu którym wrócę do Marrakeszu. Pociągi są owszem ale za górami Atlas jakieś 700 km na zachód, autokary krajowe kursują tylko raz dziennie w dodatku o 5:45 rano i w przeciwnym kierunku. Mam dwa wyjścia albo spędzę noc w jakieś skale z Berberami lub znajdę coś na ulicy bo w tej miejscowości niema żadnego hostelu i rano będę mógł jechać tym busem 5:45 ponad 9h przez co spędzę przed wylotem do Walencji w Marrakeszu tylko jeden wieczór bo cały dzień spędzę w autobusie bez klimatyzacji. Jest jeszcze druga opcja, ze jakimś cudem z pustyni dostanę się do miejscowości Zagora oddalonej o 300 km na wielbłądzie z turbodopalaczem lub jakimś prywatnym samochodem lub może wynajmę jakiś motocykl typu cross choć chciałbym wydać jak najmniej kasy. Jeśli uda mi się dostać w trzy, cztery godziny do Zagory to do Marrakeszu będę jechał całą noc i rano o 5:00 dotrę jeszcze w trakcie muzułmańskiego śniadania przed wschodem słońca na Dżemaa El-Fna słynnych targ z zaklinaczami węży. Co zrobię jeszcze nie wiem i podejrzewam, że dopiero na miejscu się okaże.

Maroko to jeden z czterech krajów które odwiedzę przypomnę Niemcy-Polska-Włochy-Francja-Hiszpania-Maroko taka jest kolejność w każdym z tych krajów odwiedzę po 3 miejscowości poza włochami bo tutaj skupiłem się tylko na Wenecji.

Jeszcze jedna rzecz uległa zmianie. Miałem zabrać ze sobą tylko podręczny bagaż w postaci kilku koszul, spodenek, bielizny, szczoteczki do zębów, antyperspirant etc. lecz zdecydowałem, że jadę bez niczego tylko z kamerą i aparatem. Dlaczego? Ponieważ doszedłem do wniosku iż podczas mojej wariackiej podróży mogę sobie zapewnić dodatkowe atrakcje. W każdym z miejsc w którym się znajdę będę musiał zdobyć potrzebne rzeczy poszukam sklepu lub np. umyje się w morzu, wypiorę się w rzece a zęby umyję palcem pożyczoną pastą. Jeśli kupię coś to w następnej miejscowości porzucę ten przedmiot lub garderobę aby postarać się zdobyć go odnowa w innym kraju z innym językiem. Nawet proste czynności mogą być przygodą.

Po powrocie (jeśli wrócę) na pewno pojawi się kilka wpisów relacjonujących cały mój ‘wyskok’ oraz zapewne nagram kilka filmów. Tym czasem dopijam kawę i idę nacieszyć się szczoteczką do zębów.

niedziela, 5 sierpnia 2012

Tylko w mojej głowie

Oryginalność, tolerancja, niepowtarzalność. Te trzy słowa nigdy nie będą powiązane ze słowem 'uprzedzenie'.

Ostatnio pracowałem w Koblenz przez trzy tygodnie a konkretnie w starej zabytkowej kamienicy która została oddana do gruntownego remontu. Moim zadaniem było położenie płytek w 6 łazienkach na wszystkich czterech piętrach... właściwie to pomagałem tylko tj.wniosłem dwanaście worków po 25kg i mniej więcej dwadzieścia kartonów z płytkami o wadze w granicach 30kg czyli w sumie z parteru na wszystkie cztery piętra wniosłem jakieś 900 kg było tego więcej ale trochę 'przycwaniaczyłem'i kazałem Turkowi dźwigiem podać na ostatnie piętro całą paletę. Do tego znosiłem dziesiątki wiader z odpadami które sam dociąłem na wszystkie te łazienki, gruz, bieganie to tych piętrach z wiadrami pełnymi wody bla bla bla normalnie powinienem dostawać od kilometra a nie od metra ;) wszystko fajnie tylko to był gruntowny remont czyli wszyskie ściany wyburzone i stawiane nowe i posadzki z których trzeba było wykurzyć wilgoć przed położeniem płytek a więc włączyć na maksa ogrzewanie i pootwierać okna. Na zewnątrz 3o stopni a w środku 35 stopni i bieganie po tych schodach jebanych... normalnie dupęęę miałem tak spoconą, że zastanawiałem się nad zainwestowaniem w podpaski, ciężkie kurwa te płytki aż mi wara wisiała ze zmęczenia jak temu koniowi co lemoniadę wozi ;) do tego cały czas na kacu ja pierdole pić się chce wody a woda ciepłą 'ciepła nie dobra' ale sru przecież oka sobie nie wydłubię więc poszedłem sobie w ramach relaksu usiąść nad brzegiem Renu do którego od placu budowy miałem jakieś 100m, usiadłem na brzegu z mrożoną kawą podziwiając malownicze widoki, kamieniczki wybudowane na skałach, góry i szeroką rzekę a w tle usłyszałem pewien utwór z radia przy okolicznych ogródkach restauracyjnych - jeden z piękniejszych utworów jakie w życiu słyszałem, prawdziwe cudo muzyczne... nie piosenka bo piosenki to śpiewa ta pizda Kukulska tylko utwór z sensem, sensem z którym się utożsamiam. Poniżej zamieszczam owy utwór z klipem oraz przetłumaczony tekst.
Mówiłem to Ja pomocnik płytkarza/robol na budowie/magister kulturoznawstwa :)



Nur in meinem Kopf/Tylko w mojej głowie

Potrafię w 3 sekundy przejąć świat
Niebo wzburzyć i mieszkać w sobie.
W 2 sekundy tora pokoju,
Zrobić miłość, zatruć przeciwnika.
W sekundę zbudować zamki
2 dni wprowadzić się i wszystko zepsuć.
Spalić wszystkie pieniądze świata,
I znać dzisiaj przyszłość.

To wszystko jest tylko w mojej głowie.
To wszystko jest tylko w mojej głowie.
Chętnie bym tam jeszcze dłużej został,
Tylko myśli przychodzą i latają.
Wszystko w mojej głowie
To wszystko jest tylko w mojej głowie.

Jesteśmy niewidzialni przez 2 sekundy wieczności
Zatrzymam czas
Potrafię w sekundy nauczyć się latać
I wiem jak być by nie umierać nigdy.
Zobaczyć świat przez twoje oczy.
Oczy i przechodzić tu i tam przez ściany.

To wszystko jest tylko w mojej głowie.
To wszystko jest tylko w mojej głowie.
Chętnie bym tam jeszcze dłużej został,
Tylko myśli przychodzą i latają.
Wszystko w mojej głowie
To wszystko jest tylko w mojej głowie.

Ty jesteś jak ja, ja jestem jak ty
Wszyscy jesteśmy z wyobraźni
Jesteśmy z prochu i wyobraźni
Jesteśmy z prochu i wyobraźni

To wszystko jest tylko w mojej głowie.
To wszystko jest tylko w mojej głowie.
Chętnie bym tam jeszcze dłużej został,
Tylko myśli przychodzą i latają.
Wszystko w mojej głowie
To wszystko jest tylko w mojej głowie.

Wszystko w mojej głowie
W mojej głowie
Chętnie bym tam jeszcze dłużej został,
Tylko myśli przychodzą i latają.

PS nie lubisz języka niemieckiego? to przeczytaj ostatnie słowo pierwszego zdania w tym poscie
Najlepsze Blogi