wtorek, 4 września 2012

Maroko cz.3

…odsunąłem się patrząc w jej rozczarowane oczy po czym odwróciłem się na pięcie i odszedłem w przeciwnym kierunku. Gdy udało mi się zlokalizować dworzec autobusowy bezzwłocznie udałem się do informacji wypytać o wszystkie możiowe opcje dotarcia do Rissani a następnie na Saharę. Aby dostać się na południowy wschód najpierw musiałem jechać na północ przez stolicę kraju miasto Rabat a następnie do miejscowości Fes. Dystans 230 km jechałem obrzydliwie długo bo aż 5h. Po drodze w autobusie doszło do bójki między Arabami krzyczeli i wyrywali sobie dzieci kierowca musiał zainterweniować a gdy wyrzucił z pojazdu inicjatora zamieszki ten wsiadł w jakiś samochód i zajechał nam drogę tak, że nie było możliwości dalszej jazdy dobijał się do tego autokaru bo ewidentnie miał jakiś problem do jednego z pasażerów nie wiem o co chodziło choć na pewno dzieci odgrywały jedną z głównych ról w tym konflikcie. Po jakimś nieokreślonym czasie udało się kontynuować jazdę. Do miasta Fes dojechaliśmy o 18:00 i miałem się przesiąść w inny autokar który o godzinie 21:30 jechał do Rissani. Podchodzę do okienka i dowiaduję się, że nie mogę jechać bo wszystkie miejsca już są wykupione i najbliższy autobus dopiero za dwa dni.
Trochę się załamałem bo bardzo zależało mi na tym aby latem przy 50 stopniach stanąć boso na spalonych piaskach Sahary i poczuć wolność oraz totalny bezkres.
Kasierka poinformowała mnie, że mogę spróbować jeszcze u innego przewoźnika w Supratour ale przecież oni nie działają w trakcie Ramadanu choć mimo wszystko kazała mi jechać i sprawdzić osobiście. Pytam jej gdzie to jest odpowiedziała, że naprzeciwko dworca kolejowego. Wychodzę na ulicę i chcąc szybko dostać się w okolice stacji kolejowej wsiadłem do Petit Taxi. Przed trzaśnięciem drzwiami wynegocjowałem kwotę jaką będę musiał zapłacić za jazdę po 2 minutach targowania udało mi się zbić cenę aż o 80%. W mgnieniu oka znalazłem się na dworcu kolejowym a 50 metrów dalej po drugiej stronie ulicy zauważyłem szyld przewoźnika Supratour podchodzę do drzwi wejściowych a tam ciemno w środku, opuszczona roleta i kartka z napisem iż biuro nieczynne do końca Ramadanu lecz dziś odjedzie z tego miejsca autokar do Rissani o 21:50 i chwilę przed startem biuro zostanie otwarte w celu kupienia biletów i załadowania bagażu. Nadal jednak nie wiedziałem czy mają wolne miejsca bo skoro w autokarach CTM nie było miejsc to bardzo prawdopodobne, że tutaj też nie będzie musiałem to jakoś sprawdzić ale jak skoro biuro jest zamknięte. Poszedłem na dworzec kolejowy zapytać ich czy wiedzą jaki jest numer telefonu do centrali Supratour lecz nie pomogli mi w tej sprawie. Wyciągnąłem tablet i chciałem połączyć się z WiFi które zapewne mają na dworcu i sprawdzić na stronie internetowej przewoźnika lecz mimo starań nie udało mi się połączyć. Zadzwoniłem do Polski do przyjaciela aby sprawdził mi szybko w internecie numer telefonu i przesłał SMSem. Po chwili miałem już numer lecz bez numeru kierunkowego i zacząłem poszukiwania jakiejś gazety, ulotki, reklamy czegokolwiek na czym może być numer kierunkowy do Maroka. Gdy już skompletowałem numer i wykonałem telefon okazało się, że linia telefoniczna jest wyłączona.
Pozostała mi opcja powrotu do Casablanki pociągiem który odjeżdża za 10 min a następny jest dopiero o 2:40 w nocy.
Usiadłem na chwilę z myślą, że to koniec bo nie uda mi się dostać na pustynie. Miałem trzy wyjścia kupić bilet na pociąg który odjeżdża za 10min i wrócić do Casablanki, zaryzykować i poczekać jeszcze godzinę i poczekać aż w Supratour otworzą roletę na chwilę przed odjazdem autokaru i albo wsiąść do niego albo w przypadku braku miejsc wrócić na dworzec kolejowy i czekać na pociąg powrotny do Casablanki. Rozczarowany trochę sytuacją zacząłem kombinować i myśleć jak tu dostać się w inny sposób do Rissani…
Pociąg już odjechał a więc w najgorszym przypadku muszę czekać na dworcu do 2:40 lecz zanim odjedzie autobus Supratour o 21:50 postanowiłem wziąć Taxi i szybko jechać z powrotem na dworzec CTM dogadać się iż mogę jechać tym autokarem 21:30 bez miejsca siedzącego na przykład stojąc w korytarzu lub jeśli to ostateczność to w luku bagażowym a jeśli to nie przejdzie to wrócę do Supratour który miał odjechać o 21:50 lub w ostateczności poczekam kilka godzin na powrotni pociąg do Casablanki.
Stojąc na dworcu CTM spoglądając na rozkład jazdy na wpół zrezygnowany podchodzi do mnie mężczyzna w garniturze i pyta się gdzie chce jechać odpowiedziałem, że do Rissani a następnie na pustynie lecz kobieta która sprzedaje bilety powiedziała, że niema wolnych miejsc i nie jest możliwa jazda na stojąco lub w luku bagażowym gdyż to niebezpieczne podczas ponad 8h jazdy w końcu to ponad 700km. Mężczyzna w garniturze złapał za telefon i gdzieś zadzwonił po czym kazał mi poczekać w tym miejscu gdzie stałem po 5 minutach przyszedł inny mężczyzna który przywitał się zemną i powiedział, że załatwi mi bilet jeśli wykupię od razu u niego nocleg na pustyni z wyżywieniem, dojazd z Rissani na pustynie samochodem terenowym a następnie wynajmę wielbłąda. Trochę mi to śmierdziało ale po tym jak ktoś na dworcu z podobnym problemem jak mój krzyknął, ze właśnie dostał informację iż Supratour startuje za 5 min i nie mają już miejsc to koleś i jego propozycja stali się moją ostatnią szansą. Pytam się go ile chce pieniędzy odpowiedział, ze za bilet do Rissani, dojazd z dworca w Rissani na pustynie samochodem terenowym po bezdrożach ok 40 km, nocleg na pustyni z wyżywieniem i wynajem Camela 70€. To ponad 100% więcej niż zaplanowałem lecz biorąc pod uwagę iż nie mam więcej alternatyw to ostatnia szansa więc się zgodziłem choć nadal nie wiedziałem jak chce załatwić bilet CTM skoro kasierka dwa razy powiedziała, że niema miejsc. Mężczyzna powiedział, żebym się nie martwił bilet będę miał za 15 sekund po czym podchodzi do kasierki daje jej buziaka i odbiera bilet bezgotówkowo. Okazało się, że kasierką jest jego żona i dogadują się na tej zasadzie, że turystą biletów nie sprzedaje no chyba, że wykupią od jej męża camel trekking po pustyni. Cwaniak ;)
Mężczyzna przedstawił się jako محمد wymieniliśmy się telefonami i powiedział mi, że poza mną są tutaj jeszcze trzy osoby takie jak ja dwie dziewczyny i chłopach jedna dziewczyna z Australii a pozostali to parka z Polski. Nie chciało mi się w to wierzyć lecz zaprowadził mnie do nich przedstawił i powiedział, że wspólnie w czwórkę będziemy jechać na pustynie jednym Jeepem. No dobra dałem mu pieniądze lecz nie dostałem żadnego potwierdzenia, świstka, biletu zupełnie nic pomyślałem sobie, że na pewno mnie oszukał i pozostałą trójkę też choć miałem już w kieszeni bilet do Rissani więc nawet gdyby mnie oszukał to już pierdolić te siedemdziesiąt euro skoro mam bilet na autobus to na miejscu na pewno sobie coś zorganizuję.
Zasiadłem w autokarze wcisnąłem słuchawki do uszu a następnie wcisnąłem Play na moim odtwarzaczu MP3. Przede mną cała noc jazdy w Rissani będę o 7:00 następnego dnia, autokar zatrzymywał się co 3 godziny w miejscach gdzie można było skorzystać z toalety lub coś przekąsić przed wchodem słońca. Obok mnie siedział młoda dziewczyna z Korei która też sama wybrała się w podróż dookoła świata i chwilę porozmawialiśmy sobie o naszych krajach, kulturze, potrawach, ludziach itp. Siedziałem na miejscu od korytarza Koreankę miałem po prawej stornie od okna a po lewej stronie siedziała samotna kobieta z Kanady. W autokarze klimatyzacja chodziła na pełnych obrotach i strasznie zmarzłem gdyż byłem ubrany w zestaw dzienny składający się z lnianych spodenek, koszula na krótki rękaw i japonki na stopach. Gdy zatrzymaliśmy się ‘na siku’ Kobieta z Kanady wyciągnęła ze swojej torby niewielki ręcznik i powiedziała, że niema nic innego ale możemy razem się nim przykryć i będzie nam cieplej. Kierowca miał zepsuty panel no sterowania klimatyzacją dlatego opcja z przytuleniem się do jakiegoś lachona pod ręcznikiem wydawała się jedyną opcja w dodatku przyjemną. O godzinie czwartej nad ranem zatrzymaliśmy się gdzieś w górach Atlas które przecinają Maroko z północy na południe wyszedłem a autokaru trochę rozprostować kości na podobny pomysł wpadła dziewczyna z Australii która poznałem na dworcu w mieście Fes to ta sama dziewczyna która podobnie jak ja kupiła bilet od mężczyzny w garniturze. Usiedliśmy sobie na jakimś kamieniu przy drodze i rozmawialiśmy o tym co my tu właściwie robimy. Okazało się, że ma chłopaka który jest Niemcem i na co dzień mieszkają w Australii lecz chciał odwiedzić rodzinę w Europie a ona przy okazji postanowiła zwiedzić inne kraje i tak oto znalazła się zemną gdzieś w środku nocy w górach w Afryce. Gdy dojechaliśmy na miejsce zastanawiałem się czy ktoś tam będzie na nas czekał tym samochodem terenowym czy zostaliśmy oszukani ale o tym co było dalej napiszę jutro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najlepsze Blogi