poniedziałek, 3 września 2012

Maroko cz.2

Byłem już zmęczony całodniową podróżą i nie pragnąłem niczego tak bardzo jak po prostu zasnąć lecz nie wiedziałem ile przystanków do Casablanki więc raczej czuwałem przez całą podróż.
Na dworcu Casa Voyager byłem kilka minut przed dwudziestą trzecią i kolejny etap to dostać się do hotelu który znajdował się ok. 3 km od dworca w centrum Mediny czyli starówki lub nie wiem jak inaczej to przetłumaczyć. Po wyjściu z dworca zaczepiało mnie co 3-4 sek wielu mężczyzn z propozycją dowiezienia na miejsce Petit Taxi lub Grand Taxi odmawiałem podwiezienia gdyż chciałem podczas 18 dniowej podróży tyle ile się da pokonać pieszo ale warto wspomnieć iż Petit Taxi to od francuskiego mała taksówka typu Renault 5 z 1985 roku lub Grand typu Mercedes tzw. Beczka z 1970 roku. Wszystkie Mercedesy są kremowe od zawsze w Niemczech wszystkie taksówki są kremowe a więc te w Maroko są po prostu zaimportowane z Niemieckich komisów w latach 80’ lub ze szrotu. Wszystkie taksy są zniszczone mają popękane przednie szyby, czasami z powybijanymi światłami przednimi i tylnymi, powypalane dziury w siedzeniach no i oczywiście pordzewiałe a wiem to dlatego iż w dalszej części mojej podróży miałem przyjemność się przejechać tym wehikułem choć to nie był mój pierwszy raz gdyż kilka lat temu byłem w innym kraju afrykańskim.
Ciemno, niebawem wybije północ idę przed siebie według trasy jaką wyznaczył mi GPS w telefonie. Mijam ciasne, ciemne ulice, zakamarki i spojrzenia ludzi które skanowały mnie na wylot czułem się jakbym był jedynym ‘białasem’ w tej części miasta. Przechodziłem obok takich miejsc które były idealne do tego aby mnie wciągnąć, pobić, zabić okraść i odejść bez stresu i nie ukrywam trochę mnie to przerażało choć właśnie tego chciałem – niebezpieczeństwa i adrenaliny.
Po godzinie błądzenia znalazłem się w Medinie i tutaj GPS odmówił posłuszeństwa gdyż tego labiryntu nie było nawet w mapach Google. Straszny smród, ścieki, mocz, zgniłe jedzenie, odór padliny, śmieci dosłownie latały w powietrzu a te cięższe zasypywały chodniki a to wszystko przy temperaturze ok. 30 stopni.
Błądziłem przez kolejną godzinę po czym zaczepiłem Kobietę i zapytałem ją czy wie gdzie jest Hotel Central pokazałem jej kartę na której miałem napisany adres lecz ona potrafiła czytać tylko po arabsku. Nagle podjechał na rowerze z kolegami jakiś chłopczyk chyba jej syn zapytała się go w swoim języku gdzie jest mój hotel i ten chłopczyk razem z tą Kobietą pomogli mi znaleźć moje miejsce spoczynku. W przeciwieństwie do mężczyzn Kobiety nie żądają pieniędzy za pomoc i bardzo szeroko się uśmiechają gdyż po prostu nikt w ich kraju o nic ich nie pyta, nie prosi i nie szanuje podziękowałem za pomoc i odeszła z bezinteresownym uśmiechem. Po zameldowaniu się w hotelu padłem na przysłowiowy pysk i zasnąłem w ciągu kilku minut.
Nazajutrz po przebudzeniu wziąłem prysznic wyszedłem na balkon zapalić papierosa i jakiś mężczyzna rzucił we mnie jakimś przedmiotem krzycząc coś tam po arabsku a z jego gestów wywnioskowałem, że chodzi mu o papierosa – no tak przecież jest Ramadan. Nie wolno od świtu do zmierzchu jeść, pić i między innymi palić papierosów. Zgasiłem swojego ćmika i przeprosiłem gdyż mimo iż nie jestem Muslim’em to należy okazać szacunek w końcu jestem w ich kraju w dodatku z pochodzenia Polakiem a nie zarozumiałym Niemcem który wszędzie czuje się jak u siebie w domu, nadziera mordę i zamiast regionalnych potraw wpierdala schabowego z browarem.
W recepcji dowiedziałem się, że jeśli będę w podróży po Maroku dłużej niż trzy dni to tubylcy tolerancyjnie podchodzą do kwestii picia w czasie ich postu lecz muszę z góry informować ich skąd jadę aby udowodnić iż jestem ‘w trasie’. I faktycznie podczas mojej dalszej podróży zaczepiano mnie tłumacząc, że jeśli chce się napić lub coś zjeść to mogę to zrobić ale najlepiej w jakimś zamkniętym miejscu tak aby nikt mnie nie widział. Trochę inaczej się ma sytuacja w restauracjach hotelowych tu można zjeść normalnie choć ja chciałem oszczędzić więc raczej pożywienie kupowałem w sklepach na ulicy, najczęściej jakieś owoce.
Do portu na krawędzi oceanu atlantyckiego miałem ok 250m a wiec bardzo blisko w miejscu gdzie byłem nie było piaszczystych plaż raczej same kamienie i mury. W oddali widać było przepiękny meczet Hassana II który jest po prostu gigantyczny! W dodatku jest to jedyny meczet na świecie który jest otwarty dla turystów i można wejść do środka oczywiście za opłatą.
W Casablance ogólnie cały czas śmierdzi kaczym łajnem jeśli ktoś był kiedyś na wsi to wie co to za okropny smród. Temperatura nie jest za wysoka w granicach 26-30 stopni a na otwartym terenie dość mocno wieje od Atlantyku. Medina za dnia jest zajebiście dzika i wygląda tak jak powinna wyglądać Medina nic tutaj nie zmieniło się od 200 lat. Tego nie da się opisać to trzeba przeżyć ja oczywiście kręciłem prawie cały czas film a więc jak tylko zmontuje wszystko w jedną całość zapewne zamieszczę link na blogu.
Pierwszy dzień spędziłem na przechadzkach po przerażających, zniszczonych prawdziwych ulicach arabskiego ludu. Mieszkańcy Maroka za dnia są dość spokojni możliwe, że z racji trwającego Ramadanu lecz wieczorem strasznie krzyczą i robią hałas większy niż kibice Lecha Poznań. Na ulicach Maroka podobnie jak w Tunezji czy innym arabskim kraju obowiązuje jedna zasada – niema zasad. Wszyscy jeżdżą jak chcą bez przestrzegania przepisów drogowych, światła dla pieszych nie istnieją, linię ciągłą, przerywaną na jezdni biorą między koła i ten wszechogarniający KLAKSON!!!! Cały czas trąbią jeśli się mijają to ostrzegając się iż będą wymijać dźwiękiem klaksonu, jeśli widzą pieszego to klakson, rower klakson, pozdrowienia klakson, wkurwią się klakson, zapala się zielone światło klakson, wyjazd z stacji benzynowej klakson i tak w nieskończoność. Naliczyłem w późniejszym czasie gdy jechałem autobusem iż kierowca na odcinku 10 km zatrąbił 49 razy!

W Maroko spędzę jeszcze 4 noce i mam zamiar objechać w tym czasu cały kraj dookoła z zachodu na wschód i północy na południe dlatego drugiego dnia zacząłem kombinować jak dostać się do miejscowości Rissani na południowym wschodzi przy granicy z Algierią gdyż chciałem się dostać na czerwone piaski zachodniej Sahary.
Rzecz w tym iż podczas Ramadanu prawie w ogóle nie działa komunikacja międzymiastowa jest tylko dwóch przewoźników i obie te firmy wypuszczają jeden autokar dziennie i tylko do 30% kraju a pozostałe 70% jest na czas Ramadanu kompletnie odcięte od reszty świata.
Chodziłem po ulicach Casablanki pytając ludzi gdzie znajduje się dworzec autobusowy CTM bo wiedziałem, że drugi z przewodników Supratour nie funkcjonuje w tym czasie, biura pozamykane a wyszukiwarka połączeń ich stronie internetowej nie działa. Stanąłem na środku ulicy z mapą miasta którą zdobyłem w lobby starając się w ogole zlokalizować siebie samego a następnie ulicę na której jest dworzec po chwili zaczepił mnie jakiś młody chłopak z pytaniem czy potrzebuję… starał się wytłumaczyć mi gdzie jest dworzec autobusowy lecz ten o którym on mówił należał właśnie do obecnie nie funkcjonującej Lini Supratour i niestety nie wiedział gdzie jest przystanek autokarów CTM. Powiedział mi tylko, że mam iść na zachód i sobie poszedł dobrze wiedziałem, że muszę iść w przeciwnym kierunku niż mi podpowiedział i dosłownie 2 min później podchodzi do mnie dziewczyna zawinięta w bety w ziemnych okularach wymalowanych dłoniach henną zaczęła coś mówić do mnie po francusku lecz nic nie rozumiałem. Zdjęła okulary i muszę powiedzieć, że była bardzo ładna starała się mi coś wytłumaczyć lecz nie znała ani słowa po angielsku. Po jakiejś chwil rozmawiania na gesty okazało się, że widziała jak ten chłopak tłumaczył mi drogę i że źle mnie poinformował natomiast ona może mi pokazać gdzie jest ten dworzec bo mieszka niedaleko ale pod jednym warunkiem – pozwolę jej zemną pojechać. Za wszelką cenę chciała się wyrwać, widziała europejską bladą twarz i pewnie pomyślała, że to jest jej szansa. Jak wspomniałem była bardzo ładna i pewnie też o tym wiedziała lecz w muzułmańskim kraju ciężko się żyje Kobietą. Była bardzo rozczarowana gdy jej powiedziałem, że jest to niemożliwe, opuściła dłonie, oczy nabrały smutnego wyrazu, uśmiech wygasł a po rumianych policzkach w kamiennej ciszy spłynęły nie regularne krople łez. Trochę dziwnie się poczułem i …

Kolejna cześć relacji z Maroka jutro.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najlepsze Blogi