…na piasku otoczony szumem fal…
Nie miałem korkociągu do wina a więc klasycznie wcisnąłem korek do środka butelki i nie ukrywam byłem z siebie dumny bowiem według mnie w życiu liczy się efekt a nie metoda. Gdy zgłodniałem pojawił się kolejny problem a mianowicie potrzebowałem noża do przekrojenia bagietki i posmarowania pasztecikiem oczywiście mogłem sobie poradzić palcami ale stwierdziłem, że nóż, widelec i łyżeczka na pewno jeszcze się przyda. Aby zdobyć wyżej wymienione przedmioty bezgotówkowo przeszedłem się promenadą wstępując do różnych knajp typu fast food i z jednej wyniosłem widelec plastikowy z innej nóż i serwetki a z trzeciej łyżeczkę. Gdy już się najadłem a raczej zapchałem wypiłem całą butelkę wina na pustej plaży blisko północy. Miałem kilka godzin na rozmyślanie nad różnymi sprawami i muszę powiedzieć, że bardzo się zrelaksowałem/upiłem a przede mną jeszcze powrót do hotelu…
Na drugi dzień postanowiłem zobaczyć katedrę La Sagrada Familia. Odpaliłem nawigację w swoim telefonie który wyznaczył mi najkrótszą trasę oczywiście pieszo.
Przeszedłem dwa kilometry i muszę przyznać, że otoczenie zaczęło mnie mocno niepokoić gdyż logicznie myśląc katedra jest zazwyczaj w centrum miasta a ja byłem na peryferiach Barcelony. Jak się okazało nawigacja wyznaczyła dobrą trasę lecz ta najkrótsza prowadziła przez góry!
Przede mną ok. 6km górzystej wędrówki, temperatura sięga trzydziestu sześciu stopni a woda skończyła mi się zanim jeszcze zacząłem wdrapywać się na wzgórze.
Po 5 godzinach błądzenia po lasach, piaszczystych szlakach, zboczach ubranych w rośliny przypominające kaktusy dotarłem na szczyt. Widok przepiękny, było widać całą Barcelonę, morze a z drugiej strony liczne wzgórza.
Wszystko byłoby porządku gdyby nie dokuczał mi brak wody byłem w tych górach zupełnie sam nie spotkałem ani jednej żywej duszy, żadnego sklepu zupełnie nic. Miałem wrażenie, że wypociłem już znaczną część wody ze swojego organizmu gdyż zaczęła mnie boleć głowa i nerki słabłem z każdym kwadransem a oddech miałem mocno przyspieszony.
Zamiast katedry pojawił się nowy pierwotny cel – znaleźć wodę.
Szedłem przed siebie kolejne kilometry a gdy nawigacja poinformowała mnie iż jestem u celu zorientowałem się, że jestem tak naprawdę w czarnej dupie. Musiałem popełnić jakiś błąd wyznaczając współrzędne gdyż zamiast widoku miasta miałem przed oczyma górzysty bezkres.
Mocno dokuczał mi brak wody jak nigdy w życiu lecz w końcu na drodze zauważyłem znak kierujący do restauracji oddalonej o 1,5 km pomyślałem, że na pewno mają wodę. Gdy dotarłem na miejsce okazało się, że restauracja jest zamknięta i muszę wracać powrotem na szlak. Nagle na drodze z krzaków wyszedł jakiś mężczyzna który był z psem na spacerze co nie ukrywam bardzo mnie ucieszyło. Zaczepiłem go i zapytałem czy wie gdzie mogę zdobyć wodę odpowiedział, że tylko w sklepie który jest na samym dole w mieście. Zapytałem go czy gdzieś tu mieszka w pobliżu i czy mógł by mi uzupełnić moją butelkę wodą z kranu – zgodził się. Zaprowadził mnie do swojego domu i wyciągnął z lodówki zimną puszkę Pepsi oraz zimną butelkę wody. Chciałem mu zapłacić ale nie chciał pieniędzy poinformował mnie gdzie jestem i dał mi bardziej czytelną mapę Barcelony. Okazało się, że jestem zupełnie w przeciwnym kierunku a do katedry mam jakieś 8,5 km.Po dwóch godzinach marszu przez puste sjestujące miast udało mi się w końcu dotrzeć do celu. Wykończony całym dniem zasnąłem na trawie w parku nieopodal katedry.
Następnego dnia zwiedzałem pozostałe ciekawe miejsca których nazw nie pamiętam choć gdyby ktoś mnie zapytał czy byłem w jakimś miejscu „x” to odpowiedział bym, że tak bo przeszedłem całą Barcelonę wzdłuż i wszerz.
Nie miałem wiele pieniędzy na całą podróż którą sobie zaplanowałem mój budżet wynosił niewiele ponad 10€ na jeden dzień. Nie jadałem w restauracjach raczej starałem się kupić coś w supermarkecie i takim sposobem udało mi się za 3€ kupić bagietkę i jakiś pasztet który starczył mi na dwa dni czyli jak widać mocno oszczędzałem. Na mieście znalazłem studzienki z wodą którą piłem a więc nie wydałem poza winem na napoje ani jednej euro monety. Ogólnie w całej Barcelonie pachnie marihuaną ale dosłownie wszędzie na plaży w kiblach w hotelu na przystankach w sklepach w górach no kurw wszędzie. Zaczepiało mnie też kilku homoseksualistów z propozycją drinka lub oprowadzenia po mieście lecz nie skorzystałem.
Trzeciego dnia pobytu w Hiszpanii musiałem się dostać na lotnisko w Gironie oddalonej o 100km z której miałem samolot do Marrakeshu w Maroko.
![]() |
Hiszpania |